środa, 12 grudnia 2012

w rekomgnieniu

Długi czas odkrywania banalnej prawdy, że nie da się rzetelnie prowadzić bloga, nie mając w miarę stałego dostępu do internetu. Dzięki K. przez jakiś czas będzie szansa.

A czas płynie i każe zmieniać punkt widzenia. Uczy przez pracę z dziećmi, że nie wszystko jest oczywiste. I jak tu ośmiolatkom wytłumaczyć, kto to jest kanalia? Uczy przez zimę, która podle trzyma - zupełnie inaczej niż rok temu. Bo i Adwent jakiś inny w tym roku - mniej wyrazisty, może dlatego, że czekam na tę paruzję codziennie. Uczy przez kolegów z roku, co dostali sutanny i kolegów z Krakowa, co się oddali Panu na wieczność. Przez ludzi chyba uczy najbardziej. I Słowo.
Bo rekolekcje - jedne, drugie, w międzyczasie trzecie.

Pierwsze warsztatowe, muzyczne, śpiewające - dla mnie dość mocno z zaskoczenia, trochę na ostatnią chwilę i niemal rykoszetem. Dobrze znane tłuczenie do głowy, żeby śpiewając myśleć o tekście. Żeby - na przykład - Ją zobaczyć. Że skoro śpiewasz o, najśliczniejsza, to zobacz najśliczniejszą. Dla mnie też trochę - zobacz człowieka, z którym śpiewasz, z którym się modlisz. Żeby potem śpiewać ten prosty utwór, o tekście starym jak chrześcijaństwo a melodii skomplikowanej odwrotnie proporcjonalnie do głębi modlitwy... i mieć ciary na plecach. Ciary, bo On przychodzi. I to już w pierwszą niedzielę Adwentu. A między śpiewaniem - Adam Szustak OP i żywa Biblia.
Drugie duszpastersko-akademickie. Przyjechał o. Krzysztof Pałys OP, znany mi już dużo wcześniej z bardzo dobrego bloga, a od pewnego czasu również osobiście. I to też - choć w inne struny uderza, to jednak mocno gra.
I trzecie - internetowe, też Szustakowe. Więc mocno po dominikańsku.
Zresztą, zimą radość ze stworzenia jest dużo trudniejsza. Rozwijająca. Franciszkańska w dobrze rozumianej pełni.