czwartek, 28 lutego 2013

puste krzesło

17 dni temu... Szok i niedowierzanie. Zaraz potem podziw dla wielkości decyzji.

Dziś - msza churchingowa, akademicka, zaczęła się o 19:30. Chwilę po tajemnicy wiary spoglądam na zegarek. Jest 20:01. Ksiądz modli się: "zachowaj nas w łączności z naszym biskupem Marianem i całym duchowieństwem". I... jakiś taki smutek. Gość koło mnie aż chrząknął.

Benedykta XVI spotkałam trzy razy. Pierwszy w Krakowie, na Błoniach. Pamiętam, że wieczorne czuwanie papieża z młodymi było dla mnie jakieś... słabe? Dziś usprawiedliwiam się, że byłam jeszcze młoda i głupia, no i bardzo przyzwyczajona do papieskich przemówień po polsku (swoją drogą, nigdy niesłyszanych na żywo). Potem noc w zasadzie po drugiej stronie ulicy, bliżej niż większość hierarchów - na karimacie w krużgankach u franciszkanów. I drugi dzień, msza, tłum ludzi... Emocjonalnie pewnie niewiele lepiej, ale za to kazanie - a w zasadzie jedną myśl z kazania - zapamiętałam bardzo dobrze, często ją sobie później przypominałam. Tę o mocnym staniu na ziemi i wpatrywaniu się w niebo.
Drugi raz, dwa lata później. Światowe Dni Młodzieży w Sydney. Długo by pisać, trudno mi też coś rozdzielić, bo cały ten czas to pasmo przeżyć wartkich. Na pewno niesamowite doświadczenie jedności Kościoła zjednoczonego tam, gdzie jest papież. Właśnie w tej kolejności, choć my byliśmy tam wcześniej.
I Hiszpania, kolejne Światowe Dni Młodzieży. W moim odczuwaniu wszystkiego wręcz namacalna zmiana związana z przyjazdem papieża. Jeszcze dzień wcześniej - wkurzający chaos, tłum, zmęczenie. A od momentu oczekiwania na Benedykta XVI na ulicach Madrytu - wielka radość, znów poczucie jedności z tymi tysiącami ludzi z całego świata i jakiś dziwny spokój - "jak bardzo się nie znają ci, co mówią o Kościele w kryzysie wśród młodych - krzyczymy po hiszpańsku "Tutaj jest młodzież papieża" - jesteśmy razem, jesteśmy z nim". Na koniec całych ŚDM niezapomniane przeżycie z lotniska Cuatro Vientos. Ogromna burza, przemoczony papież, głęboka, niemal namacalna jedność. I uciszenie burzy.

Ktoś napisał na facebooku "w tych trudnych chwilach wszyscy jesteśmy sedewakantystami". Wszyscy patrzymy na stolicę Piotrową (sedes), która jest pusta (vacans). I o ile wierzę, że już niebawem kardynałowie wybiorą pełnoprawnego papieża, o tyle zgadzam się z tym, że chwile są trudne. I będą. Tym bardziej powinniśmy się modlić za kard. Józefa Ratzingera.