wtorek, 21 sierpnia 2012

ksenofobia

Hejterzy na demotywatorach awanturują się, że z Bogiem nie da się rozmawiać, bo On nie ma jak odpowiedzieć. Zrozumienie, że tu niekoniecznie chodzi o głos w głowie (bo temu się rzeczywiście powinien przyjrzeć lekarz), a o takie czy inne układy rzeczywistości lub po prostu Biblię wymaga pewnego wysiłku i dobrej woli. Albo po prostu kopnięcia przez Słowo butem w głowę.

Jeden z moich ulubionych ostatnio kaznodziejów tłumaczył, że "prawdziwość" proroka sprawdzano w Izraelu między innymi przez to, że mówił rzeczy trudne, i że to samo dotyczy prawdziwości Pisma Świętego. Moglibyśmy załagodzić sobie wymowę Ewangelii i żyć w słodkim, różowym świecie. Pytanie, czy zapadając w wieczny odpoczynek nie obudzilibyśmy się z ręką w nocniku.

Dzisiejsze czytanie z Ezechiela nie jest plasterkiem na bolące rany. Władca Tyru, a w nim być może ja i ty, poustawiał sobie wszystko tak pięknie, że postawił się na równi z Bogiem. To stara śpiewka, znana ludziom już od czasów Adama i Ewy z rodziną. A skoro znana, to lubiana, bo przyzwyczailiśmy się do tego. Budujemy sobie nasze małe światy tak pięknie i perfekcyjnie, że Boga nam już nie brakuje. Do czasu.
Bo, co tu dużo mówić - ludźmi jesteśmy, a nie Bogiem. Przychodzi ten nieszczęsny "cudzoziemiec, najsroższy spośród narodów". Przychodzi słabość, upadek, grzech. I wtedy już wiem, że Bogiem to ja nie jestem.

Do czasu, chciałoby się rzec. Do czasu aż przyjdzie "Ten, Który jest, Który był i Który przychodzi". Który ma moc zabrać to, co słabe i roztrzaskać to w proch. I poprowadzić dalej, choćby droga była przeraźliwie trudna.

statsy!

i stuknęły wczoraj dwa lata!

W tym czasie odwiedziliście blog 11 363 razy, czytając 343 posty i zostawiając 199 komentarzy.

Najwięcej razy otwarto post o (pozornej) wyższości Jana Pawła II nad Zmartwychwstaniem Pańskim: http://plagwitzer.blogspot.com/2011/02/jp2-vs-chrystus-10.html
Jeśli spojrzeć na miejsca, w których klikaliście link do bloga, przoduje oczywiście fejsbuk (1363), a na drugim miejscu jest blog Olgi (którą z tego miejsca pozdrawiam serdecznie) - 412 wejść.

Google mówi też, co wpisywaliście w wyszukiwarkę, żeby potem wejść na bloga. Moje ulubione zapytania (bo oczywiste są oczywiste):
dziwisz mason
hej dzieci jeśli chcecie
herod głupiec
blogspot interlinia
watykan i izrael już niedługo dojdą

Na koniec statystyk z serca dziękuję, zapraszam nieustająco i zachęcam do wspominania znajomym. Można też polubić blog na fejsbuku: http://www.facebook.com/plagwitzer

piątek, 10 sierpnia 2012

Dzień 9, Częstochowa Zacisze - Jasna Góra - Wrocław

Koniec. Aż trudno w to uwierzyć. Ostatnich 5 kilometrów, Aleje, zdjęcie, powitanie... i wreszcie Ona. Matka, do której szliśmy cały ten czas. Łzy w oczach.
Jeszcze msza na zakończenie i już do domu. Leczyć nogi i myśleć, jak to zrobić, żeby pójść za rok.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Dzień 8, Czarna Wieś - Częstochowa Zacisze

Ostatni dzień intensywnego marszu. Wstawanie o absurdalnej godzinie aż boli. Idziemy, dziś moja grupa ma święto, bo wypada rocznica śmierci jej patronów: o. Zbigniewa i o. Michała, męczenników z Peru. Piosenki, malowanie twarzy, baloniki. Szau i radość. Potem "górka przeprośna" i msza, chwilę wcześniej pierwszy raz widać Jasną Górę. Idziemy dalej, zmęczenie daje się we znaki coraz bardziej, ale jakoś dziwnie nie cieszy myśl, że jutro o tej porze będziemy już wracać do domu. Dochodzimy na Zacisze. Ostatni raz stawiamy namiot, potem mycie, tuż pod Jasną Górą. Jeszcze próba scholi i za chwilę apel "z widokiem na Jasną".

środa, 8 sierpnia 2012

Dzień 7, Borki Wielkie - Czarna Wieś

Nogi już się buntują. Ale lecimy, dziś wspomnienie św. Dominika. Kiedyś to się świętowało... Teraz tylko msza, dla miłej odmiany z Kanonem Rzymskim. I namaszczenie chorych szeroko udzielane pielgrzymom. Ostatni postój w lesie i wielki smutek - zgubiłam swój ulubiony różaniec. I wreszcie Czarna Wieś, ze wspomnieniami sprzed dwóch lat. Jest mycie, medyk i apel.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Dzień 6, Kluczbork - Borki Wielkie

Pobudka w nocy i w deszczu. Kawał drogi przed nami, zaczynamy w ciszy. Na trzecim postoju, przy kościele św. Anny, ślub Darii i Kuby. Wielkie wzruszenie. Potem już tylko zmęczenie. Śpimy przy klasztorze Brązowych. Mocna rozmowa w kościele z przypadkowo spotkanym pielgrzymem i św. Franciszek z zaskakująco długimi palcami u nóg. I wreszcie sen.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Dzień 5, Wierzbica - Kluczbork

Najkrótszy odcinek, ale mocno dał się we znaki ze względu na upał od samego rana. Kryzys braku snu jest coraz większy. W Wołczynie tureccy handlarze razem z nami śpiewają Alleluja, a w intencjach do różańca słychać "Matko Najświętsza, lewa wolna". Mieszkańcy wciąż hojnie nas goszczą i coraz intensywniej proszą o modlitwę. Wreszcie Kluczbork, tu msza w kościele i wspólny nocleg wszystkich grup. Zaczyna padać. Oby szybko przestało, bo dziś krótka noc.

Dzień 4, Wilków - Wierzbica Górna

To już ten moment, w którym wstawanie jest coraz trudniejsze. Idziemy szybko do Namysłowa - a tam pułapka - postój w innym miejscu niż dotychczas, daleko za miastem. Długi, męczący odcinek, jak wszystkie dzisiaj. Po kolejnym etapie wieś udekorowana jak w Boże Ciało, pamiętam swój szok sprzed dwóch lat. Dziś, wspólnie z mieszkańcami, przeżyliśmy tam Eucharystię. Ostra walka ze snem na kazaniu, ale nic nie pomaga. Potem pierwsza próba scholi na mszę na Jasnej Górze i obiad od mieszkańców. A droga daleka i w leśnym piachu - wzbudzamy ogromne tumany kurzu. Trochę jakby Pan szedł w słupie dymu. Wreszcie asfalt i Wierzbica, nasz nocleg na końcu wsi. I komary, które zaraz pożrą mnie w całości.

sobota, 4 sierpnia 2012

Dzień 3, Oleśnica - Wilków

Jest moc. Na tej pielgrzymce jest zwyczaj, że tego dnia każda z grup przez chwilę niesie Najświętszy Sakrament. My szliśmy z Panem Jezusem na pierwszym etapie, jeszcze wśród mgieł. To niesamowite poczucie tego, że sam Bóg idzie z nami. Idzie kawałek przede mną, zatrzymujemy się razem. Ma się wrażenie, że to mój krok Go napędza.
Potem msza prymicyjna, wreszcie Kanon Rzymski. I spowiedź. Długa i głęboka. Moc.
Potem mogłam przez chwilę nieść znak początku pielgrzymki, kiedy wiało, działał jak żagiel.
I koniec w Wilkowie, wiosce na skraju archidiecezji. Po męczącym ostatnim etapie mieszkańcy ugościli nas ogórkową jak marzenie i pierogami. Niesamowici. Jeszcze zimny prysznic ze szlaufa i wspólny wieczór w grupie.

piątek, 3 sierpnia 2012

Dzień 2, Trzebnica - Oleśnica

Drugi dzień, pierwsza ulewa z elementami burzy, pierwszy kryzys i myśli o powrocie. Na szczęście przestało padać, motywacja wróciła. W trasie Droga Krzyżowa. Potem już suszenie, a przy drodze dwa zdziwione bociany w gnieździe. Braciszkowie skrzydlaci jednak nie pojmują. Wreszcie Oleśnica, mieszkańcy witają. Jeszcze apel z koncertem na cześć Jana Pawła II. Dopada wymiar pokutny...

czwartek, 2 sierpnia 2012

Dzień 1 Wrocław - Trzebnica

No to poszliśmy. Optycznie (i chyba nie tylko) nas mniej, ale radośnie budziliśmy miasto. Już na obrzeżach pierwsi staczo-machacze, pierwsi dobrodzieje z jabłkami i kompotem. Godzinki - jak to się dzieje, że ten tekst się pamięta? Krótka konferencja o odpuście Porcjunkuli i już pierwszy postój, kawałek dalej niż dotychczas. Szybko minął drugi etap i doszliśmy na polową mszę w lesie. Tradycyjnie sen wygrał z kazaniem. Potem dwa kurzowe marsze wśród pól i pierwsza fascynacja tym, jakie szczęście może dać zwykła woda z plasterkiem cytryny. Pod koniec już się szuka tej asfaltowej drogi do Trzebnicy, którą nogi niosą same. U przewspaniałych boromeuszek prysznic jak zbawienie i kapuśniak jak poezja. Wskok do Jadwigi, kilka spotkań i rozmów, uwielbieniowy apel i lulu - tym razem na podłodze starego klasztoru. Walka się zaczęła.