Jest moc. Na tej pielgrzymce jest zwyczaj, że tego dnia każda z grup przez chwilę niesie Najświętszy Sakrament. My szliśmy z Panem Jezusem na pierwszym etapie, jeszcze wśród mgieł. To niesamowite poczucie tego, że sam Bóg idzie z nami. Idzie kawałek przede mną, zatrzymujemy się razem. Ma się wrażenie, że to mój krok Go napędza.
Potem msza prymicyjna, wreszcie Kanon Rzymski. I spowiedź. Długa i głęboka. Moc.
Potem mogłam przez chwilę nieść znak początku pielgrzymki, kiedy wiało, działał jak żagiel.
I koniec w Wilkowie, wiosce na skraju archidiecezji. Po męczącym ostatnim etapie mieszkańcy ugościli nas ogórkową jak marzenie i pierogami. Niesamowici. Jeszcze zimny prysznic ze szlaufa i wspólny wieczór w grupie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz