wtorek, 17 kwietnia 2012

czyja to wina

Z próśb dzisiejszych nieszporów:
Ty na brzegu morza przygotowałeś uczniom chleb i rybę do spożycia,
- nie dozwól, aby ludzie z naszej winy ginęli z głodu.
Wysłuchaj nas, Chryste, żyjący na wieki.

To nie była jedna z modlitw, nad którą da się nie zatrzymać. No bo jak? Przecież nie może chodzić o to, że odmawiający chodzą do najuboższych i zabierają im ostatnie jedzenie. Niewielu mogłoby kogoś zwolnić i zabrać mu jedyne środki do życia. Gdzie tu sens, gdzie logika?
Zastanawiałam się w święta, dlaczego modlę się przed jedzeniem. Jedna z wielu wersji tej modlitwy, często wypowiadanej jednym tchem, brzmi lekko dwuznacznie: i spraw, aby nikomu nie zabrakło chleba. Przez Chrystusa... W nieszporach - zderzenie. Przeze mnie ktoś ginie z głodu.

A przecież nie mogę być drugą Matką Teresą, nie dam rady rzucić dosłownie wszystkiego i biegać po mieście, szukając tych, którzy nie mają pieniędzy na jedzenie (ani na wódkę).
Co robić?

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

wystrój

Na jednej z moich uczelni nad tablicą wisi wielki krzyż. Dzisiaj na tablicy pojawił się całkiem ładny, niemal ozdobny, napis "Jezus Chrystus".
(o. prof., po wejściu): To już musicie podpisywać?

(chciało się dopisać: drewno, przełom XX/XXI w.)

Krzyż. Od zawsze budził kontrowersje, od zawsze wykorzystywany do sporów, polityki, przepychanek, udowadniania komuś, że jest gorszy. Od jakiegoś czasu - w tym wszystkim - coraz bardziej medialny. Niestety w tym gorszym sensie.
Jeszcze kilka dni temu śpiewaliśmy pieśni na jego cześć, składaliśmy pocałunek. Ile w tym przyzwyczajenia, a ile poszukiwania (być może odnalezionego już) Sensu?
Może łatwiej byłoby sobie to wszystko poszufladkować, oznaczyć, nazwać, podpisać. Przeprowadzić granice. Tu jestem ja, tu świat, tu ty. Tu Bóg, i ani kroku dalej. On jednak (jak powiadał anegdotyczny biskup na katechezie) jest transcendentny. Przekraczający wszelakie granice.

A jeśli jest wszędzie, to może łatwiej Go znaleźć?

piątek, 13 kwietnia 2012

co począć

Święty Piotr, który nie wie, co robić po śmierci Jezusa (choć widział już pusty grób, słyszał opowieści o Zmartwychwstałym) i idzie na ryby.
Ministrant, który w obliczu eucharystycznego Jezusa zupełnie nie wie, co robić i dzwoni w dziwnych momentach.
Człowiek, który widząc, co dookoła się dzieje i przeczuwając, że nie od niego to wszystko zależy, też nie wie, co robić.

Co oznacza wiara w Zmartwychwstanie? Jaki ono ma sens, jaki wpływ na moje, bardzo konkretne, życie, niemal 2 000 lat później?
Pytania zabiły mi ćwieka i wciąż szukają odpowiedzi.

czwartek, 12 kwietnia 2012

wwjd

(k.): myślałam, że robię "to, co Jezus zrobiłby na moim miejscu"
ale robiłam to, co ja bym zrobiła na miejscu Jezusa

Mamy dla Pana Boga receptę na wszystko. Na nasze problemy, na kłótnie w narodzie, na zbawienie i potępienie konkretnych ludzi i grup. Na zmartwychwstanie, na działanie Ducha Świętego, na całe Boże działanie w naszym życiu też.

A On działa zupełnie inaczej. Przychodzi tak, że Go nie widać, wieje tak, że nie słychać. Dopiero po pewnym czasie widać, jaki to wszystko miało sens, dlaczego "bolał ból", dlaczego nie było lepiej według mojej woli.
Najtrudniej jest uwierzyć.

---
a przy okazji: mimochodem i w międzyczasie stuknęło 10 000 odwiedzin. Dzięki!

środa, 11 kwietnia 2012

świeża i gorąca

Wracając dziś z prowincji do cywilizacji, mijałam przydrożny bar. Za nazwę służyło mu jakieś żeńskie imię, Ewelinka bodajże. A banner reklamowy...
Jakiś czas temu uczyłam się o nazwach własnych, także nazwach punktów usługowych, lokali gastronomicznych itp. O ile dobrze pamiętam, badania nad motywacją nadania jakiemuś miejscu imienia "ludzkiego" wskazywały, że imię to przyjemnie kojarzyło się nadawcy. Łączyło się z dzieckiem, ukochaną, przyjacielem, samym właścicielem choćby. To wszystko przypomniało mi się, kiedy zobaczyłam reklamę tamtego zajazdu. "Ewelinka" ze zdjęciem młodej kobiety w skąpym stroju i informacją, że "czeka świeża i gorąca".
Do tej pory zastanawiam się, czy właścicielowi nie skojarzyło się, że informuje podróżujących, że jego Ewelinka - córka? żona? - wystawia swoje walory, swoje ciało na sprzedaż. Owszem, pewnie chodziło o śmieciowe żarcie, ale przekaz reklamy był niemal jednoznaczny. W pierwszej chwili byłam przekonana, że jest to banner jakiegoś przydrożnego night clubu.
Seks jest wszędzie. Kiedyś temat tabu, dziś - element reklamy. Czy coś nam się tu nie poprzestawiało? Religię zamykamy w zakrystii, a seks wyrzucamy z sypialni i umieszczamy na scenie.

Gdzie szukać rozmowy o świętości i nienaruszalności ludzkiego życia, o godności człowieka, skoro nawet przy drodze w lesie Ewelinka czeka świeża i gorąca?

wtorek, 10 kwietnia 2012

pazybien

i chociaż wszystko poszło źle, 
przed Panem Panów stawię się
na ustach mając tylko "Alleluja"

Bardzo lubię ten utwór, zarówno oryginał Cohena, jak i polski przekład, wyśpiewywany pierwszy raz w moim życiu zdaje się przez katechetę, w mrokach głębokiego średniowiecza.
Tak sobie myślę, że ta końcówka dobrze współgra z chrześcijańskim życiem, które przecież nie zawsze jest jak wyjęte z hagiografii. W zasadzie prawie nigdy nie jest. Że przecież kolejny raz marnujemy Wielki Post, kolejny raz święta przebiegają pomiędzy jedzeniem a rodzinnymi spięciami, a samo Zmartwychwstanie, zamiast życiową rewolucją, staje się jeszcze jednym kościelnym wydarzeniem, może i emocjonalnie przeżytym, ale z daleka od głębi, od istoty życia.
Mimo tego wszystkiego Chrystus umarł i zmartwychwstał. Nie zważał na niezgodność moich planów poprawy z ich realizacją. Ufność to odwaga. Odwaga, by mając świadomość, że wiele spraw jest nie takich, jakie chcielibyśmy, żeby były, stanąć przed Nim. Z "Alleluja" na ustach. Wystarczy.

A Ojciec Franciszek? Oddał wszystko, niczego nie miał. Do końca uważał siebie za wielkiego grzesznika. Naznaczony świętymi znakami Bożej Męki, odszedł na spotkanie ze Zbawicielem tylko z pochwałą na ustach. Z pochwałą stworzenia, ale przede wszystkim pochwałą Stwórcy. Hallelu Jah, chwała Bogu.
Nie zostanę Franciszkiem. Daleko mi do tak wielkiej miłości do Miłości. Małym - wielkim, dostatecznym krokiem jest przynoszenie pokoju i dobra na dzień dobry. Więcej nie trzeba, nie można...

niedziela, 8 kwietnia 2012

konkret

w zakrystii, chwilę po Wigilii Paschalnej:
(ja): Chrystus Pan zmartwychwstał
(o. dk.): wierzysz w to? wierzysz że naprawdę zmartwychwstał?

Można się cieszyć. Można mieć radosną satysfakcję z pierwszego "Alleluja" w kościele. I banana na ustach przez pół Liturgii, procesję i pieśń na zakończenie.
wszystko to psu na budę bez konkretu wiary.

czwartek, 5 kwietnia 2012

nie wiem gdzie Go położono

Wielki Czwartek, w zakrystii, chwilę po Liturgii i przeniesieniu Pana Jezusa do ciemnicy. W zasadzie jakieś 7 metrów od tejże ciemnicy:

(o. R.): gdzie jest Zwycięzca śmierci?
(ja): a leży gdzieś tam na szafce...

Nie wiem, kto wymyślił taki tytuł dla książeczki z opisem liturgii wszystkich obchodów paschalnych. Dwuznaczność pokonała mnie zupełnie.