piątek, 12 kwietnia 2013

z prądem!

Od pewnego czasu chadzam w niedzielę na bardzo wieczorną mszę, która zazwyczaj jest recytowana. Tak też było niemal tydzień temu, w dzień zwany w kościelnym slangu "Niedzielą w Oktawie Wielkanocy czyli Miłosierdzia Bożego". A skoro msza recytowana, to na początku antyfona. Internety mówią (bo pamięć milczy), że było zdanie z Pierwszego Listu św. Piotra: Jak niedawno narodzone niemowlęta, * pragnijcie duchowego niesfałszowanego mleka, * abyście dzięki niemu wzrastali ku zbawieniu. * Alleluja. Uderzyło mnie wręcz, że znaczna część ludzi w kościele odpowiedziała na te słowa, dodając jeszcze jedno alleluja. Nie wiem, na ile to była mechaniczna odpowiedź (pytanie tylko, gdzie wyćwiczona), a na ile rzeczywiste, radosne alleluja, wypływające, mniej lub bardziej świadomie, z radości ze Zmartwychwstania. Dość dodać, że przy kolejnych antyfonach ta odpowiedź też była, co więcej - zdarzyło mi się być w tym samym kościele na mszach w ciągu mijającego tygodnia - i to alleluja wciąż padało (oczywiście ciszej, proporcjonalnie do liczby wiernych).
Święta, święta i po świętach... Czy na pewno? Zmartwychwstanie jest takim "strzeleniem korków" w instalacji całego świata. Niby potem wszystko wraca do normy, niby dalej działa tak samo - bo przecież dalej grzeszymy - ale wiadomo, że już to długo nie pociągnie, zwłaszcza jeśli nie będziemy uważać. Moglibyśmy niby te duchowe bezpieczniki "zawatować", ale wtedy mamy niemal gwarancję, że wszystko się popali i może jeszcze większą tragedię spowoduje.
Dlatego dostajemy "pełnię łask paschalnych". Dlatego im częściej codzienność powtarza "alleluja", tym lepiej.

I jeszcze jedna migawka, z dzisiejszej mszy. Idę do Komunii - jakoś tak wyszło, że na końcu procesji. Podchodzę już do kapłana, przyklękam, wstaję, a on patrzy na mnie i mówi "nie ma" i pokazuje mi pustą patenę. No tak, normalne, chwilę poczekam i dostanę z innego sortu, to znaczy dużego kielicha, tzw. cyborium. Ale w czasie kiedy ojciec szedł do ołtarza i wracał - gonitwa myśli. Pierwsza - dobrze że kilka godzin wcześniej poszłam do spowiedzi - jestem przeciwnikiem szukania takich "znaków", ale jednak pewnie bym się z tym dźwigała przez jakiś czas. A potem? Mieliśmy dziś Ewangelię o rozmnożeniu chleba, wersję Marka analizowaliśmy rano na zajęciach. Wtedy zostały kosze ułomków, a dziś? Zabrakło? Nie! Dla jednej osoby, o ile ze strachu nie zwieje, jest przygotowany pełny kielich, aż z górką - choć wystarczy tylko jeden kawałek. Jezus oddaje się cały, nie ma potrzeb, których nie mógłby wypełnić. I to nawet dla jednego człowieczka.
Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz,
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego? (Psalm 8)