wtorek, 30 listopada 2010

Boże, wejrzyj...

Z jakichś przedziwnych powodów blog Olgi kojarzy mi się przede wszystkim ze słowami Nieustający zachwt Liturgią Godzin. Ja tzw. Stefana* traktuję mniej entuzjastycznie, ale... Dobrze było móc o nim mówić, kiedy słuchacze byli zainteresowani...
Modlitwa. Sprawa tak osobista, a tak wspólna... Zwłaszcza, kiedy widzisz jak kogoś nagle uderzają dobrze znane mu słowa. Kiedy możesz się zbudować albo umocnić innych.

Kościół oddycha modlitwą.

* wielu kapłanów - ale też osób regularnie modlących się Liturgią Godzin - swoje brewiarze nazywa żoną. Mój brewiarz ma na imię Stefan ;)

poniedziałek, 29 listopada 2010

niefioletowy fiolet

Jeden z dwóch przewidzianych na I część Adwentu hymnów nieszpornych zaczyna się tak:

W tym świętym czasie oczekiwania
Równajmy ścieżki naszego życia
By Pan nas zastał przygotowanych
Na swoje przyjście.

Czas oczekiwania jest święty. Nie ma nic o poście, biczowaniu, umartwianiu się, wyrzeczeniach... A jednak pokutuje gdzieś w nas przekonanie o faktycznym braku różnic między Adwentem a Wielkim Postem.
Piszę o tym, bo już od kilku osób słyszałam o postanowieniach adwentowych, zawsze związanych z wyrzeczeniami. A przecież... to nie o to chodzi!
Nie wszyscy pamiętają o tym, że w ciągu tych czterech tygodni to nie nadchodzące Boże Narodzenie powinno być na pierwszym miejscu. Wystarczy rzucić okiem do tekstów liturgicznych - czy to mszalnych, czy brewiarzowych - żeby zorientować się, że mowa przede wszystkim o Przyjściu, na które czekamy, do którego tęsknimy... (Czy na pewno?)
Kiedy walczyłam ze snem w trakcie milczenia po homilii na roratach, pomyślałam, że byłoby fajnie, gdyby paruzja dokonała się TERAZ. Jestem na mszy, trzymam w ręku świecę... może udałoby się smyknąć do nieba, skorzystać z okazji, że powtórne przyjście Chrystusa przyłapało mnie na robieniu czegoś dobrego.

To jest sens Adwentu i podejmowanych w nim postanowień. Robić Dobro. RADOSNY czas przygotowań.

niedziela, 28 listopada 2010

I niedziela Adwentu (A)

Księga Izajasza
będzie naszą przyjaciółką przez większość Adwentu. Dziś zapowiada, że na końcu czasów, w światłości Pana, zapanuje pokój. I to nie taki, o jakim wspomina każda kandydatka na Miss World. Bo taki byłby zwodniczy - jak mawiają stare dobre przysłowia Łaciów - si vis pacem, para bellum*. Gdy pokój będzie od Pana, nikt nie będzie myślał o walce. To inna wersja niż lansowana przez świat wizja zagłady w III wojnie. Mnie ta wersja bardziej cieszy...

Psalm 122.
Jakieś takie deja vu malutkie... No tak, śpiewaliśmy go tydzień temu. W ten sposób podkreślona jest ciągłość - królowania Chrystusa, naszego oczekiwania... Ale to chyba tylko efekt uboczny. Ciekawsze, że Jer-u-szalom - miasto pokoju - tak bardzo tego pokoju potrzebuje. Tam, gdzie stał dom Pana, gdzie Książę Pokoju został przybity do krzyża... Tam zaczyna się prawdziwy Pokój.


List do Rzymian
niekoniecznie dedykowany jest uczestnikom porannych mszy. Co ciekawe, słowa św. Pawła bardziej kojarzą się z powtarzanym setny raz umoralniającym kazaniem prowadzącym do drzemania, niż z duchową pobudką. Szybkie zestawienie: odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła i przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa - wygląda na to, że przez naśladowanie Chrystusa dosięgnie nas światło, które nie pozwoli zasnąć, zaspać na Jego przyjście.

Święty Mateusz
budzi we mnie pewien niepokój - a co jeśli Chrystus przyjdzie za chwilę? Czy jestem na Jego przyjście gotowa? Dziś wspominaliśmy ze znajomymi obraz Chrystusa, który wstawiony był przy wyjściu z krypt. Jasna postać w ciemnościach - naprawdę można było wziąć ją za człowieka. Czy mogę spokojnie mówić "przyjdź królestwo Twoje", będąc spokojna o swoje sumienie i bilans uczynków światłości i ciemności?
Jak pisał Miłosz: innego końca świata nie będzie.


*gdy chcesz pokoju, gotuj się do wojny

sobota, 27 listopada 2010

Szczęśliwego nowego roku...

...liturgicznego :)
Bo u mnie już Adwent.

A jako że ponoć najlepszy czas na składanie życzeń świątecznych to początek adwentu, żeby można było o ich spełnienie zadbać, życzę Ci, Szanowny Blogoczytaczu
dobrze przeżytych Świąt Narodzenia Pańskiego - gdzie najważniejszy jest Solenizant, a nie urodzinowa impreza.

I cobyś nie zmarzł w stópki na Pasterce!

kama

sylwester ;)

bogowie mieli w zwyczaju odwiedzać domy ateistów i wybijać im szyby*
Tak się działo w Świecie Dysku. W naszym...

Jezus nie jest nachalny. Chrześcijanie też nie. W przeciwieństwie do wojującego ateizmu.
Dobiega końca ostatni dzień roku liturgicznego. Za chwilę zapadnie zmrok i będzie można już śpiewać:

Padliśmy wszyscy jak liść w jesieni,
zbrodniami jak wichrem rozproszeni,
Tyś Twe oblicze zasłonił przed nami
i Tyś naszymi złamał nas zbrodniami.

(...)
Czemuż się smucisz, bolejesz srodze?
Nie bój się, nie bój, ja wyswobodzę,
Jam jest twym Panem, Ja doli twej Sprawcą,
Ja twoim Świętym, Ja Bogiem i Zbawcą.


Gdybyśmy tylko uwierzyli...


*T. Pratchett, Kolor Magii

piątek, 26 listopada 2010

kolbami w drzwi załomocą

"Pokój, który jest Bożym darem, jest także skutkiem wysiłków ludzi dobrej woli, instytucji krajowych i międzynarodowych, a w szczególności państw zaangażowanych w poszukiwanie rozwiązania konfliktów. Nie wolno poddawać się w obliczu braku pokoju. Pokój jest możliwy. Pokój jest konieczny. Pokój jest niezbywalnym warunkiem godnego życia człowieka i społeczeństw" (Benedykt XVI)

Obejrzałam dziś spektakl Transfer! w reż. Jana Klaty. Spektakl - to zbyt wiele powiedziane. To dwugodzinne spotkanie z historią, z prawdziwymi historiami prawdziwych ludzi. Ich życie - dziecięce, młodzieńcze - złamała wojna.

Pokój na świecie zaczyna się od pokoju w sercach. Od łagodzenia sporów, odpuszczania - choć to ja mam rację, duszenia konfliktów.

Szczęśliwi, którzy wprowadzają pokój, powiedział Ten, którego zabiła nienawiść, Ten który jest Dawcą Pokoju.

czwartek, 25 listopada 2010

na Adwent przepis

...biblijno - liturgiczny:
Nadzieja. Nawrócenie. Radość.

Trzy różne sytuacje. Trzy różne kobiety:
Napisała mi:
- to nie jest tak, że nie mam nadziei, ja po prostu nie mam złudzeń
Powiedziała mi:
- u mnie jest tak ciemno, że Boga nie widać
Milcząc
przełknęła łzy i poszła w swoją stronę.

Jeśli ktoś powie, że katolicyzm to pójście na łatwiznę, że chrześcijanin to mięczak...
Nawracać się każdego dnia. Dawać innym nadzieję na radość. Oto istota.

środa, 24 listopada 2010

kruszyna

Trudno jest czytać mejle rozpoczynające się od słów: Oby Ci się nie przydało.
Słowo na dziś: kruchy. Wszystko kruche.
Ja krucha, ON kruchy, życie kruche...

A tam, gdzie prawie wszystko było prostsze, 25 C i ani myśli o śniegu. Tu - 1 C i pierwsze zauważalne opady w tym sezonie. Byle do Wiosny.

Ekshibicjonistycznie strasznie, ale dziś nie umiem inaczej.

wtorek, 23 listopada 2010

inny niż znak Jonasza

... weźmy taki przykład - kilka lat temu w jednej z podwrocławskich miejscowości kobieta umyła okno i ukazał jej się kształt... no... wierzący, ci którzy mówią, że nic nie dzieje się przypadkiem, twierdzili że to Matka Boska [sic!]. Materialiści - że płyn do szyb zostawił smugę i plama ma przypadkowy kształt. Dwa stanowiska nie do pogodzenia...
To fragment wypowiedzi prowadzącego zajęcia. Dyskusja sama w sobie była na zupełnie inny temat, nie było więc sensu się kłócić.
Objawienie z pieroga. Bójcie się Boga...
Ostatnio się przekonuję, że my - wierzący - mamy zły PR. Uważam się za katolika, jednak daleka jestem od nadawania plamom, smugom, chmurom itp. cech objawienia (czy precyzyjniej: jawienia się) Boskiego. Szukając działania Boga w świecie jestem realistą. Czy sceptykiem?

Ir-racjonalnie. Nie-rozumowo.
Bóg jest w świecie obecny realnie. Jasne, wszystko zależy od sposobu odczytania faktów. Apostołowie po wniebowstąpieniu Chrystusa "stali na ziemi i wpatrywali się w niebo". Bycie realistą nie wyklucza bycia wierzącym.
Słowo katolik nie oznacza 'nieszkodliwy wariat, schizofrenik'. Choć wielu próbuje nam to wmówić.

poniedziałek, 22 listopada 2010

trzy autentyczne piszczele św. Wojciecha

Izrael ogłasza zakaz połowu ryb w jeziorze Genezaret, doniosła mi KAI. Załamani są przede wszystkim handlarze "rybami św. Piotra", bo nie będą mogli dłużej wciskać turystom hodowlanych okoni mówiąc, że to ryby złowione w taki sam sposób, jak robili to Apostołowie.
Ciekawe, że wygląda to na nielichą atrakcję turystyczną. Podobnie jak kamień, na którym kuszony był Jezus na pustyni w kompleksie wokół jednego z polskich sanktuariów. Stąd już o krok do sianka ze żłóbka Jezusowego, szczebla z drabiny, która przyśniła się Jakubowi i czaszki św. Tomasza z okresu młodości.
Wokół sacrum szybko narasta popkulturowy, śmieciowy handelek.

Czy po zjedzeniu "ryby św. Piotra" zajmę się łowieniem ludzi dla Królestwa Chrystusa? A może zamiast?

niedziela, 21 listopada 2010

XXXIV niedziela zwykła - Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata (C)


Druga Księga Samuela.
Czytamy o Izraelitach, którzy oświadczyli Dawidowi, że są jego kośćmi i ciałem. Jego integralną częścią, nim samym. Czy kiedy uznaję Króla w Chrystusie pamiętam o tym, że ja – Kościół – jestem Jego częścią? Czy pamiętam o godności królewskiej, w której mam udział i o wynikających z tego udziału zadaniach, obowiązkach?

Psalm 122
opowiada o Pańskim domu. Nasze stopy już stoją w jego bramach, więc chyba nie mamy aż tak daleko. Ten psalm zawsze kojarzy mi się z czasem pielgrzymek. Z radością, którą czuję przekraczając bramy Jasnej Góry. Z wdzięcznością, że udało mi się pokonać to, co we mnie słabe. Ten psalm powinni śpiewać aniołowie witający świętych w niebie.

Drugi List do Kolosan.
Święty Paweł nie odpuszcza, trzyma się trudnego stylu. Może dlatego że sprawa jest wielka. Do mnie najmocniej przemawia początek: [Ojciec]uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna. Patrząc na to, co dzieje się na świecie, łatwo osądzić, że ciemność nami rządzi. A już na pewno – że do Królestwa Bożego mamy bardzo daleko. Paweł chce nas przekonać o czymś zupełnie innym – już jesteśmy członkami Chrystusa. Jego krzyż (znak niezgody i nienawiści) wprowadził między nami pokój. Trudno go odkryć, ale... dział świętych w światłości nie wziął się znikąd.

Łukasz.
Ten napis na krzyżu fascynował mnie od dzieciństwa. „INRI”. Był dla mnie znakiem jakiejś niezrozumiałej rzeczywistości, kolejnym z niewyjaśnionych (jak IHS) skrótów. Po pewnym czasie przyszła wiedza, później jeszcze kontakty z łaciną sprawiły, że nie mam problemów z rozszyfrowaniem. Dzisiaj wydaje mi się, że ta dziecięca intuicja nie była tak bardzo mylna. Wszak napis o Królu Żydowskim (czy Królu Żydów) odnosi się do totalnie niezrozumiałej rzeczywistości Chrystusa, który przyszedł na świat, do swego królestwa, jednak został niemal całkowicie odrzucony. Choć był królem, zginął żeby mnie i Ciebie do swojego królestwa przyjąć.

piątek, 19 listopada 2010

strzał w światło bramki

W miejscowej katedrze na "plecach" dalmatyk (szat liturgicznych dla diakonów) są wypisane imiona Ewangelistów. Kojarzy mi się to z nazwiskami piłkarzy na koszulkach. Z dzieciństwa pamiętam, jak piłkę na podwórku kopał "Ronaldo" czy "Zidane", pod koszem skakał Jordan, Shaq... Wczoraj do mszy służyli święci Jan i Łukasz.
Tajemnica świętych obcowania?
A może deklaracja ze strony księży diakonów?

W czyjej gram drużynie?

środa, 17 listopada 2010

jak rozpusta, to rozpusta!

Uff... 15 miesięcy, setki stron, dżyliardy literek.
Cykl W poszukiwaniu straconego czasu Marcela Prousta oznaczam jako przeczytany.
Polecam, choć nie każdemu.
Jeden z moich wykładowców skomentował wieść o tym, że skończył cykl słowem: znalazłem. Hm, można to rozpatrywać dwojako - z jednej strony jako teorię, że rzeczywiście zmarnował pół roku, z drugiej - tak, z Proustem można go odnaleźć.
To nie jest zwykła książka. Każdy, kto jest miłośnikiem konkretu i krótkich zdań się zawiedzie. Jeśli jesteś w stanie zaakceptować to, że bohater budzi się przez trzy strony albo przez 200 jest w teatrze, zapraszam do Prousta. Język też nie należy do najprostszych; mało tego - proustowskie zdania mogłyby spędzać sen z powiek niejednemu studentowi czy uczniowi zmuszonemu do narysowania wykresu przedstawiającego ich budowę, to misterna konstrukcja porównywalna z pajęczą siecią, niezliczona ilość nowych zdań składowych i oszczędzanie na wielkich literach i kropkach. No i świat przedstawiony - francuska socjeta, gmatwanina stosunków, zależności i niekończących się kolacji. Przy okazji - w okolicach 4. tomu okazuje się, że homoerotyzm był na porządku dziennym (i nocnym).
Ale nie to jest najważniejsze. Z każdym zagłębieniem się w tekst znajdujemy się jakby w innym świecie, pełnym życiowych rozważań głównego bohatera - narratora. Wybija się tu rozmyślanie o upływającym czasie z siódmego tomu, ale całość jest pełna uderzających myśl perełek.

Podsumowując: W poszukiwaniu straconego czasu to wyzwanie dla czytelnika. Warto je podjąć, bo pod maską trudności w komunikacji kryją się nieprzebrane skarby.

wtorek, 16 listopada 2010

czy muzyka jest do zbawienia koniecznie potrzebna?

Zaczęłam dzień od mszy. Niemal bez śpiewów.
Skończyłam na wykładzie o  muzyce w liturgii.

Nie, nie jest koniecznie potrzebna do zbawienia. Ale pomaga. Otwiera, oczyszcza, mobilizuje...

Jakkolwiek śpiewasz, śpiewasz pięknie, bo Bóg jest piękny, a On stworzył śpiew.
 

poniedziałek, 15 listopada 2010

coraz bliżej [***]

W ubiegłą niedzielę (7 listopada) czekając na tramwaj obserwowałam montaż gigantycznej choinki przed jednym z centrów handlowych. Dzisiaj weszłam do środka (tego centrum, nie choinki). Tam... X-mas w pełni.

Tak, x-mas, bo z CHRISTmasem, BOŻYM Narodzeniem to coś nie ma nic wspólnego. Jeszcze nie było słychać piosenki gościa, który został w święta porzucony przez kobietę <tekst w oryginale>, ale atmosfera Zimowych Świąt Światła* przenika wszystko.
W sumie to naturalny skutek. Najpierw stwierdzamy, że chrześcijaństwo jest wstydliwą sprawą prywatną, potem wyrzucamy "Christ" z "Christmas"**, potem sprowadzamy święta do szału zakupów i rocznych obrotów w centrach handlowych każdy weekend.

Co będzie dalej?

Pomóżmy Chrystusowi pozostać w świętowaniu Jego Narodzin. Po Adwencie.

*to coś wprowadzono w Oxfordzie zamiast Bożego Narodzenia
** niestety język polski nie oddaje tego tak ładnie

"wie pani"

Cytat dnia.
Znaczy 6 i pół godziny w pociągu i, wśród siedmiorga przedziałowych współpasażerów, dwie kobiety, które nawijały non stop. (A socjologowie się martwią, że kolejowe znajomości odchodzą w niepamięć). Potok słów, którego niestety nie dało się nie słyszeć. I jedno zdanie, które usłyszałam inaczej.
<dyskusja o wróżkach i bioenergoterapii>
[A]: Bo wie pani, ja jestem katoliczką, ale niezaangażowaną.
[B]: Ja nie jestem katoliczką.
[A]: Ja jestem tak luźniej, to ja mogę chodzić do wróżki...

W sumie to całkiem proste i logiczne rozumowanie. Jestem katolikiem, więc chcę żyć w zgodzie z nauczaniem Kościoła. Im dalej od katolicyzmu w głowie i w sercu, tym więcej spraw - grzechów akceptuję.

Problem polega na tym, że gdy pojawia się słowo "ale", zawsze później zjawiają się problemy.

Obyś był zimny albo gorący!

niedziela, 14 listopada 2010

XXXIII niedziela zwykła (C)

Malachiasz
nie pozostawia złudzeń. Ogień przyjdzie na wszystkich. Niezależnie od poziomu zaangażowania religijnego czy upodobań termicznych. Jednak czcicielom Pana nie stanie się krzywda. Może dlatego, że oni - jak można przeczytać w Janowej Apokalipsie - już teraz są gorący? Ogień powiększa ogień. Bóg powiększa Bożych ludzi.

Psalm 98
jest zaskakujący. Słyszeliśmy przed chwilą (i za chwilę usłyszymy jeszcze więcej) o tym, jak będzie wyglądał sąd, gdy Pan przyjdzie. Wizja przerażająca, ale... Cała ziemia się cieszy i tańczy z radości. Dlaczego?
Pan jest sprawiedliwy. Nie zrobi nikomu krzywdy. Mogę zaufać, że Jego przyjście da mi szczęście.

List do Tesaloniczan. 
Czyny łatwo rozmijają się ze słowami. Zwłaszcza jeśli chcę dobrze, a wychodzi jak zwykle. Czasem trudno zauważyć, jak wielki wpływ na innych ma moje działanie, drobny gest, słowo... Paweł uczy nie tylko podstawowej zasady ewangelizacji, ale i konsekwencji.
Kilkukrotnie słyszałam te słowa przeciwko klerowi. Nie pracują, niech więc nie jedzą - mówili moi rozmówcy. Praca św. Pawła i jego towarzyszy polegała na głoszeniu Dobrej Nowiny, udzielaniu sakramentów... W zasadzie to taka sama praca jak zadania współczesnych nam księży. Co zmieniło się w chrześcijanach, że przestali się troszczyć o duchownych?

Łukasza. 
W wielu dyskusjach o trudnościach w życiu chrześcijanina pojawiają się słowa: nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dziś w Ewangelii słyszymy coś dokładnie odwrotnego. To co ma przyjść, łączy się z cierpieniami, uciskiem, czasem próby. Jezus zachęca, by nie ufać tym, co głoszą, że jest łatwo, ale by być twardzielem. Dziwnie w tym kontekście brzmi nazwa Tekstu: Euangelion, Dobra Nowina. Bóg daje nadzieję, że po tym wszystkim będziemy żyć wiecznie. A co najważniejsze - w pełni szczęśliwi.
Wydaje nam się, że słowa Chrystusa wiernie opisują współczesność. Najciekawsze jest jednak to, że uważało tak każde pokolenie... Co może być tylko dowodem na to, że ewangelia - dobra nowina - nie jest archaicznym tekstem. Jest aktualna wczoraj i dziś. Zawsze prawdziwa.

sobota, 13 listopada 2010

San Damiano

"W Kościele nie ma dla mnie miejsca..."

Piękna wymówka. Tak łatwo to wypowiedzieć, choć nie ma związku z prawdą.
Od pewnego czasu przekonuję się, jak wieloma drogami można iść w Kościele. Jak wiele jest możliwości odczytania nie tylko samego powołania, ale i poszczególnych, konkretnych aspektów duchowości.

Odnalezienie właściwej, mojej drogi może wymagać trudu, niewygody. Pewnie też kłopotów w relacjach, własnego i wzajemnego niezrozumienia. Efekt daje prawdziwe Szczęście.

Jedność w różnorodności. Dar czy zadanie?

czwartek, 11 listopada 2010

publiczność sakramentów

Dawno nie byłam na ślubie. Chyba nigdy - poza rodziną.
Dziś moi przyjaciele stali się mężem i żoną.

Nie wiem, czy obok powszechnego kapłaństwa wypływającego z sakramentu chrztu, można powiedzieć o powszechnym małżeństwie. Wiem tylko, że ich - nowożeńców - radość rozprzestrzeniła się dookoła (i dotarła aż do chóru).

(I jak nie przypomnieć sobie słów: Kościół się cieszy...)

Jeżeli Gabrysia i Michał będą przez całe życie choćby tak szczęśliwi jak śpiewająca na ich ślubie złożona z przyjaciół schola...
(Czego im życzę, bo ponoć tu zaglądają. Zwłaszcza że "stali się oboje jednym ciałem").

poniedziałek, 8 listopada 2010

ósme westchnienie

Koniec oktawy Wszystkich Świętych.
Cmentarze znów opustoszeją, pokryją się warstwą pożółkłych liści, przestaną kolorowymi światełkami przypominać o wiecznej radości zbawionych.

Cisza największego cmentarza w mieście. Szum deszczu i zapach rosnących między nagrobkami drzew. Chodząc między śladami pozostawionymi przez żyjących dla żyjących można poczuć się jak między tymi, których nazwiska czytamy, o których myślimy...
Zielony znicz - światło - symbol Światłości Świata daje zielony poblask nadziei, że nie wszystko skończone.

Et expecto resurrectionem mortuorum, et vitam venturi saeculi.

niedziela, 7 listopada 2010

XXXII niedziela zwykła (C)

Druga Księga Machabejska
pokazuje, że zmartwychwstanie nie jest wymysłem oszołomionych katoli. Ani męczeństwo. Dla braci - bohaterów pierwszego czytania - najważniejsze jest życie w Bogu, choć nawet nie podejrzewają, w jaki sposób dokona się odkupienie człowieka.
Myślę sobie jeszcze o bezpośredniej przyczynie ich śmierci - odmowie spożycia zakazanej przez Prawo wieprzowiny. Zestawia mi się to z przyjętą w Polsce zasadą wstrzemięźliwości od mięsa w piątki. Jasne, że dziś mamy w prawie sporo furtek, by ten przepis ominąć. Łatwo jednak widać, jak wielkie dokonało się przewartościowanie: od przyjęcia śmierci, by nie przekroczyć zakazu, do podważania, szukania luk i usprawiedliwień, żeby podobny zakaz zniwelować.

Psalm 17
Pierwsze dwie zwrotki nadają niesamowity kontekst trzeciej. Okazuje się, że człowiekowi sprawiedliwemu potrzebna jest Boża ochrona. Czyniłem sprawiedliwie, ludzie zatem powinni żyć ze mną w zgodzie. Niestety, świat wygląda tak, że muszę ukrywać się w cieniu Boga. Przy czym słowo "muszę" nie wywołuje we mnie negatywnych uczuć. Gdy już zmartwychwstanę, stanie się największa, niewysłowiona radość.

Drugi list do Tesaloniczan
pokazuje właśnie takie realia. Nie wszyscy mają wiarę. Trudno jest żyć w świecie antywartości, jednak modlitwa - za dobrych i złych - może zdziałać liczne cuda. A najpiękniejsze jest to, że przemienia przede wszystkim modlącego się i uzdalnia do dobrego życia.

Święty Łukasz.
Wielu młodych ludzi narzeka, że Kościół w Polsce jest skansenem. Że ludzie przed trzydziestką są wśród kobiet o niskich PESELach jak rodzynki w drożdżówce. Większość intencji mszalnych odnosi się do zmarłych. Stąd już o krok od stwierdzenia, że Bóg jest Bogiem umarłych. Trzeba sobie o Nim przypomnieć, gdy śmierć już powoli puka do drzwi.
Usłyszałam kiedyś, że dobro jest silniejsze od zła, ale ma gorszy PR. Z młodym duchem Kościoła chyba jest podobnie. Media nie chcą nas dostrzegać, przyzwyczajeni do władzy starsi nie chcą dopuścić do głosu...
Jezus Chrystus jest Bogiem żywych. Jak najbardziej - bo sam jest żywy. Ten sam Chrystus, który opowiada o Bogu Abrahama i Mojżesza, opowiada o Bogu Twoim i moim. Tym samym. Tego samego Chrystusa możesz zaprosić do swojego życia.
Trzeba tylko przełamać stary schemat myślowy. Uwierzyć.

sobota, 6 listopada 2010

GPR

Ciekawą rzecz usłyszałam dziś na zajęciach. Będzie o cierpieniu:
Skoro każde cierpienie - ból, choroba, prześladowanie, łacina, rozpacz - jest, tak jak śmierć i pociąg do grzechu - efektem grzechu pierworodnego, nie można nazywać choroby krzyżem.
Jak wyglądałby wtedy uzdrawiający chorych Jezus? Jak gość, który odrzuca dane przez Ojca krzyże? Żaden chrześcijanin nie mógłby chodzić do lekarza, bo byłaby to walka z Bogiem.
Podobnie nie można ofiarować Panu cierpienia. Po pierwsze - byłoby to zaprzeczenie darowi życia (mam raka, ale nie będę się leczyć, to może moja rodzina się nawróci). Po drugie - ofiarować Bogu owoce grzechu pierworodnego? To tak, jakby więcej grzeszyć, żeby ktoś się nawrócił. Albo kogoś zabić i śmierć Bogu oddać.

Mogę oddać moje zmaganie się, walkę. To, że nie będę narzekać. Tak jak w piątki ze sobą walczę, by nie zjeść mięsa. Post, wyrzeczenie - owszem. Owoc grzechu - nie.

czwartek, 4 listopada 2010

zboczenie zawodowe

Taka depresyjna jesień jak dziś przypomina mi piękne czasy - powrót ze szkoły o trzynastej, zakopywanie się w śpiworze i czytanie aż do późnej nocy. Każde dziecko chce być dorosłe i robić co chce, a ja dzisiaj myślę, że tęsknię do tamtych czasów. Nawet mimo tego że moje dzieciństwo nie było sielankowe.
Książki są wokół mnie od zawsze. Pamiętam, że w poprzednim, niespełna czterdziestometrowym mieszkaniu na każdej ścianie była półka. Dziś, w wyniku pewnej rozmowy, lista "do przeczytania TERAZ"  wydłużyła się do jedenastu pozycji... A jeszcze studia, więc to, co mnie naprawdę interesuje.

Jednym z moich ambitniejszych (ponoć) planów czytelniczych jest cykl Prousta. Plan realizowany z uporem od ponad roku, ale już jestem na ostatniej prostej. W Czasie odnalezionym wyczytałam wczoraj:

W rzeczywistości każdy czytelnik jest, kiedy czyta, czytelnikiem samego siebie - swoim własnym. Dzieło pisarza to tylko rodzaj instrumentu optycznego zaofiarowanego czytelnikowi, aby czytelnik mógł rozeznać się w tym, czego, gdyby nie książka, nie dostrzegłby w sobie może*.

 Cóż, jesień w rozkwicie**, życzę zatem sobie i Tobie częstego korzystania z dobrych instrumentów optycznych. O swoich poszukiwaniach będę opowiadać tutaj.


* M. Proust, Czas odnaleziony, przeł. J. Rogoziński, Warszawa 1992, s. 227
** lubię oksymorony

środa, 3 listopada 2010

duszpastersko

Kolacja, przedstawiamy się:
A: (...) i chciałbym pojechać na Kubę.
B: Mam na imię Kuba....


dalszy ciąg zniknął w mroku dziejów. Dobrze mieć wokół siebie wspólnotę.

Nawet jeśli okazuje się, że gdy dominikanin chce powiedzieć o św. Franciszku i wychodzi z tego, jakby... hm, jakby dominikanin mówił o św. Franciszku. Czyli nijak. Nawet jeśli zamiast pojechać chce się wyjechać. Nawet jeśli...
Nawet jeśli wszystko idzie źle, to dobrze jest mieć z kim mieć głupawkę.

Wspólnota. Zapraszam, polecam.

wtorek, 2 listopada 2010

trzeci tryb warunkowy

"Przypadkowy spacer" po najbliższym cmentarzu. Cudzysłów, bo dobrze wiedziałyśmy, dlaczego idziemy właśnie tam, właśnie o tej porze.
Śmierć, niekoniecznie bliskiej osoby, często łączy się z wyrzutami sumienia. Gdybym wiedział, gdybym zachował się inaczej, gdybyśmy nie rozeszli się pokłóceni...
Śmierć jednak - w pewnym wymiarze - jest końcem. Moja relacja ze zmarłym już się nie zmieni. Jedyne, co mogę zrobić, to się za niego pomodlić...

Wyjście na spacer po cmentarzu, żeby pomodlić się za zmarłych wspólnie z ośmioma kapłanami. I - duchem bardziej niż ciałem, bo melodii nie pamiętam - włączyć się w śpiewane przez nich Salve Regina. Nie wiem, ile sensu jest w legendzie, że modlitwa wspólna z zakonnikami zwiększa jej skuteczność. Wiem, że możliwość uzyskania odpustu dla zmarłego mobilizuje, by próbować.

niefortunnie

Święci pozostają dla nas świetlistym szlakiem Boga – podkreślił abp Stanisław Gądecki.*

Do tej pory świetlisty szlak kojarzył mi się tylko z peruwiańską sektą, której partyzantka zamordowała w 1991 roku dwóch franciszkańskich misjonarzy, oo. Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego. W tym (nota bene) świetle słowa arcybiskupa brzmią nieco niefortunnie.

Piszę ten post w nocy. Nocy, która stoi na granicy między uroczystością Wszystkich Świętych a dniem Wszystkich Zmarłych. Myślę sobie po cichu, że na takiej granicy stoją też ci, którzy zginęli śmiercią męczeńską.
Nie chcę tu negować ich świętości, wręcz przeciwnie. Moc prowadząca do męczeństwa, do dobrowolnego oddania życia MUSI pochodzić z wysoka. Jakiś czas temu ktoś uświadomił mi, że o ile dla męczennika śmierć jest szczęściem, bo zanurza we Krwi Chrystusa** i łączy z Nim od razu, tyle dla jego rodziny, bliskich, często jest kolejnym wielkim wyzwaniem, cierpieniem. Z jednej strony zatem - święci, ci którzy żyją wiecznie zjednoczeni z Bogiem i z ich powodu się cieszymy, z drugiej - ludzie, ci których czasem tak bardzo brakuje...

Za kilka godzin obudzi się dzień, w którym będziemy myśleć o tych, którzy zmarli. Wspominać radosne chwile, żałować zbyt wielu wypowiedzianych słów, tęsknić do ciepłych ramion. I po cichu drżeć o przyszłość tych, co jeszcze wśród nas są.


Requiem aeternam dona eis, Domine
et lux perpetua luceat eis.


* za: http://www.opoka.org.pl
** swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało, jak mogą być białe szaty męczenników, skoro opłukane są we Krwi

poniedziałek, 1 listopada 2010

wszystkiego najlepszego!

Dziś są Twoje imieniny,
mimo złej pamięci, wiem...

Od kilku lat walczę z kim mogę o oddanie dzisiejszego dnia jego właścicielom - świętym. Tym, którym udało się wygrać swoje życie. O zmarłych pomyślimy jutro. Wtedy będzie czas na nostalgię, wspominanie bliskich, kumpli, sąsiadów... Dziś - wspaniała uroczystość wszystkich świętych.
Właściwy sens dnia odnajduję w liturgicznych czytaniach. Zamykam oczy słuchając fragmentu z Apokalipsy i widzę ten wspaniały tłum. Dzięki obcowaniu świętych mogę czuć się jak jego uczestnik.
Psalm przypomina o wymaganiach. Nie jest łatwo, ale - jak widać - cel jest do osiągnięcia. Zwłaszcza że...
święty Jan - jesteśmy dziećmi Boga. Nie jakiejś idei, nie fanaberii, nie omamów... Boga. Miłości.
I Kazanie na Górze. Obietnice Jezusa, zachęta... Jak o tym myśleć? Błogosławieni, szczęśliwi. Radość w miłości.

Wszystkiego najlepszego! Do zobaczenia po lepszej stronie!