czwartek, 27 września 2012

mądrość

Pisząc magisterkę, sporo się naczytałam o tym, jak głupi jest katolicyzm, a jak mądre nauki przyrodnicze.
Nie, nie będę teraz rozwodzić się nad tym, dlaczego to rozróżnienie jest błędne, a więc nie można go logicznie ocenić. Ani jaki to jest chwyt erystyczny. Może kiedyś.
Myślę tylko o tym, jak bardzo chcemy dziś być mądrzy, wykształceni... Jak bardzo spadła wartość magistra - po łacinie mistrza. I jak bardzo ta cała wiedza jest w życiu bezużyteczna.
Bo najłatwiej jest, kiedy się jakąś dziedzinę zaledwie liźnie, poczuć jakby pozjadało się wszystkie rozumy. Jakby miało się monopol na prawdę. Nie na darmo mawia się teologię ukończyłem, wiary ustrzegłem. I wtedy zaczyna się sceptycyzm wobec tych, co - wydawałoby się - wiedzą mniej. I zwątpienie, chyba we wszystko po kolei.

A prawdziwa wiedza? Ona bierze się z życia. I ze słuchania. Boga i ludzi, pewnie trochę też siebie samego.
Panie, naucz nas nieść jedność tam, gdzie panuje zwątpienie...

środa, 26 września 2012

zrób się na u-bóstwo

W drugim dniu nowenny do św. Franciszka modlimy się o dar umiłowania ubóstwa.
Ubóstwa, a nie biedy. Czegoś dobrowolnego, co nie ogranicza, ale daje - paradoksalnie - wolność.
Nie ma zobowiązań, rachunków zysków i strat. Dostrzegania w drugim człowieku człowieka, a nie jego potrzeb.
Zwłaszcza że z takich bilansów może nam wyjść strata. I co wtedy? Szukać "odbicia sobie", może zemsty? Ona upaja tylko na chwilę, potem odchodzi. I strata jest jeszcze większa. Panie, naucz nas nieść wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda...

wtorek, 25 września 2012

odliczanie czas zacząć

Jak już kiedyś wspominałam, zostałam ostatnio fanem przygotowań do uroczystości w formie nowenn. Nieprzypadkowo wracam do tego dziś - za 9 dni będziemy świętować dzień świętego Ojca Franciszka, założyciela trzech zakonów.
A ja po raz kolejny stawiam sobie podstawowe pytanie: co z tego?

Modlitwy nowennowe zawierają prośbę o to, byśmy "duchem ewangelicznym głęboko się przejęli". A czym jest ten duch? Dla mnie ostatnio przede wszystkim modlitwą błogosławieństw. Próbą dostrzeżenia zranionego człowieka w kimś, kto prześladuje, kto zieje jadem, nienawiścią. Franciszek miał serce na dłoni dla każdego, a my tak łatwo zamykamy się w murach wyższości, może i fałszywej pobożności. Panie, naucz nas nieść miłość tam, gdzie panuje nienawiść...

I dwa obrazki z dzisiejszego dnia.
Pierwszy bardzo smutny - kobieta tak pijana, że miała problemy z utrzymaniem równowagi, załatwiająca swoje potrzeby w kącie podziemnego przejścia. I to, chciałoby się rzec, w biały dzień - chciałoby się, żeby o 19:20 jeszcze było jasno. Jak bardzo ona musi być poraniona, jak bardzo czuć się niekochana?

I drugi, poranny. Spacer brzegiem parku, mocno kryzysowa gospodarka snem spowodowała mi w głowie efekt slow motion. Mogłabym tak iść godzinę. Piękna jesień, ciepła i słoneczna. Być może to jeden z ostatnich dobrych dni w naszym zimnym kraju w tym sezonie. Bóg wystawił przed swój dom słońce i chyba zasiadł z nim na ławeczce, z miłością na nas patrząc.

poniedziałek, 24 września 2012

bo lepsze jest wrogiem dobrego

Dziś jeszcze bardzo krótko, bo magisterka na finiszu i wciąż woła.
Jestem po prostu pod wielkim wrażeniem tego, w jaki sposób Bóg przypomina, że trzeba mieć zasady. Bo, jak wiadomo, gdy nie ma zasad, jest kwas. I kiedy się swoje zasady ma, to lepiej z nich nie rezygnować, nie naginać, choćby troszeczkę. Choćby maleńka niewierność w małej rzeczy, nawet taka, którą trudno nazwać grzechem, którą wybieramy, żeby było - według nas - lepiej... i tak ma swoje konsekwencje. A przypomnienie, Kto tym wszystkim rządzi, bywa brutalne. Ale - widać - konieczne.

Na szczęście przychodzą małe prezenty od Boga jak troskliwy uśmiech Pana nad małym człowieczkiem.


poniedziałek, 17 września 2012

bez oręża zdobyłeś dla Boga świat...

Zakon franciszkański dziś świętuje - wspomina dzień, w którym Ojciec Franciszek otrzymał stygmaty. I co z tego wynikło?
Czy na moją codzienność, na wiarę wpływa fakt, że Franciszek jest pierwszym nowożytnym "nosicielem" fizycznych znaków Męki Chrystusa? Obawiam się, że sam fakt - w minimalnym stopniu.
Więc na co mi te Franciszkowe stygmaty?
W mszalnym psalmie przewidzianym na święto refren brzmi: Jestem przybity z Chrystusem do krzyża. Nie św. Paweł, autor tych słów, nie Franciszek, nie św. Pio czy ktokolwiek inny. Śpiewając refren wierzę w to, że to ja jestem przybita do krzyża. Razem z Chrystusem, bo przecież inaczej nie byłoby sensu.
I wtedy wszystko nabiera sensu. I pierwsze czytanie, z Listu do Galatów (Ga 6, 14-18), o tym, że świat jest ukrzyżowany dla mnie. Bo z perspektywy Krzyża, jak mi się wydaje, wszystko widać zupełnie inaczej. Dostrzega się tylko to, co naprawdę ważne. Nowe stworzenie, bo Śmierć Jezusa była totalnym przewrotem, zupełnym odwróceniem porządku. Wszystko jest nowe, wszystko może mieć czyste konto, oczyszczone we Krwi Chrystusa.
I Łukaszowa Ewangelia, z jednej strony echo wczorajszej (Kto chce zachować swoje życie...), z drugiej - rozwinięcie, bo po co zdobywać świat, skoro straci się duszę? Może i Krzyż jest zgorszeniem, może to wstyd pomodlić się przed jedzeniem w restauracji czy przechodząc obok kościoła. Tylko po co wtedy się spinać i starać, o dobre życie, skoro zapominamy o Najważniejszym?
I jeszcze wspomnienie o sekwencji na dzień św. Franciszka, z której urywek jest tytułem tego posta - jedyny cel, dla którego warto zdobywać świat, to zdobywanie go dla Boga. Bez oręża, bez wojen, bez wyścigu szczurów i biegu po trupach do celu - za to z szaleństwem miłości. Miłości nielękającej się Krzyża, który zwycięża ziemskie potęgi.

Prawie osiemset lat upłynęło od dnia, w którym Jezus w postaci Serafina obdarzył Franciszka śladami gwoździ znaczących Jego Mękę. Kawał historii? Być może. Na pewno kawał życia. Tu i teraz.

(wszystkie teksty dzisiejszej liturgii mszy świętej dostępne np. na brewiarz.pl)

czwartek, 13 września 2012

Mistrz millenium

Pochłonęłam "Zapiski więzienne" kard. Wyszyńskiego. Niesamowite. Duchowy gigant, z jednej strony świadomy swojego znaczenia dla Kościoła, z drugiej - wprost piszący o pysze, o trudzie przyjęcia Bożego planu. Z totalnym niezrozumieniem sytuacji, w którą go wrzucono i wielką miłością do nieprzyjaciół.
Czasem trudno ustawić sobie priorytety żyjąc w wolności, niełatwo za nimi podążać. Wyszyński trochę brutalnie osadza w rzeczywistości - bo skoro w takich realiach można było... Pamiętam, że pierwszy raz o jego postawie w więzieniu usłyszałam w okolicach klasy maturalnej. Po paru latach widzę, jak ważnych rzeczy uczył - nie tyle słowem, co sobą.
Polecam do przeczytania, bo choć czasy tamtego systemu szczęśliwie minęły, do pełni duchowej wolności wcale nie mamy o wiele bliżej.

wtorek, 4 września 2012

starość, zło i grzybki w sosie

Dzieje się. Dużo się dzieje, aż trudno nadążyć. Przeprowadzki, wyjazdy, szkolenia, spotkania... Ciągły bieg, a meta we mgle. I trzy uchwycone dziś momenty.

Kolejki do wejścia na seminaryjne konsultacje zmuszają do pewnego rodzaju bierności. Spędziłam dziś pół godziny na gapieniu się w drzwi. Odmiana po długim czasie nieustanego trzeba coś robić, zaraz gdzieś biec, ewentualnie wreszcie mogę się wyspać. Bez komputera, z rozładowanym telefonem. Pół godziny milczenia przerywanego dzień dobry w stronę przemykających tu i ówdzie pracowników naukowych.
Wtedy dopiero zrozumiałam, że kończę studia. Że ten instytut, świadek łez i zjeżdżania po poręczy z radości, właśnie przestaje być "moim" instytutem. W zasadzie do scenki rodzajowej brakowało ciemnej tkaniny, świecy, lustra i czaszki.

Druga rzecz to zło. Zło, które czai się wszędzie, i nie mam tu na myśli ataków paranoi czy teorii spiskowych. W niedzielę było o tym co złe, co pochodzi z wnętrza. Pisząc pracę w zasadzie cały czas w tym siedzę. Dokarmiam się fejsbukiem i ludźmi, którzy chcą być bardziej papiescy od papieża, zamiast tak miłosierni jak Miłosierny. Bo to często jest tak jak u św. Pawła - chcę dobrze, wychodzi... jak zwykle. Na szczęście Bóg wie, że "zwykle" i zostawił sakrament, który otwiera oczy na dobro.
Ostatnio często myślę o tym, co jakoś zaczęłam przeczuwać w trakcie ostatniej obecności w Harmężach koło Oświęcimia i w samym obozie Auschwitz - kto wie, być może największymi ofiarami II wojny światowej byli oprawcy? Nie chcę ich usprawiedliwiać ani umniejszać cierpieniom tych pomordowanych, zamęczonych... i właśnie dlatego zastanawiam się - czy to nie oni - ci, którzy wybrali zbrodnię - w ostatecznym rozrachunku stracili najwięcej?
A jednak dobro jest większe i - co najważniejsze - zwycięża.

I trzecia rzecz, już taka zupełnie drobna. Czasem w najmniej spodziewanym miejscu można poczuć się jak przy domowym stole, przy którym tak naprawdę nigdy się nie siedziało. Franciszkanie mawiają, że do Tomaszowego "Łaska buduje na naturze" trzeba dodać "najedzonej i wyspanej". I przynajmniej połowicznie mają rację.