wtorek, 4 września 2012

starość, zło i grzybki w sosie

Dzieje się. Dużo się dzieje, aż trudno nadążyć. Przeprowadzki, wyjazdy, szkolenia, spotkania... Ciągły bieg, a meta we mgle. I trzy uchwycone dziś momenty.

Kolejki do wejścia na seminaryjne konsultacje zmuszają do pewnego rodzaju bierności. Spędziłam dziś pół godziny na gapieniu się w drzwi. Odmiana po długim czasie nieustanego trzeba coś robić, zaraz gdzieś biec, ewentualnie wreszcie mogę się wyspać. Bez komputera, z rozładowanym telefonem. Pół godziny milczenia przerywanego dzień dobry w stronę przemykających tu i ówdzie pracowników naukowych.
Wtedy dopiero zrozumiałam, że kończę studia. Że ten instytut, świadek łez i zjeżdżania po poręczy z radości, właśnie przestaje być "moim" instytutem. W zasadzie do scenki rodzajowej brakowało ciemnej tkaniny, świecy, lustra i czaszki.

Druga rzecz to zło. Zło, które czai się wszędzie, i nie mam tu na myśli ataków paranoi czy teorii spiskowych. W niedzielę było o tym co złe, co pochodzi z wnętrza. Pisząc pracę w zasadzie cały czas w tym siedzę. Dokarmiam się fejsbukiem i ludźmi, którzy chcą być bardziej papiescy od papieża, zamiast tak miłosierni jak Miłosierny. Bo to często jest tak jak u św. Pawła - chcę dobrze, wychodzi... jak zwykle. Na szczęście Bóg wie, że "zwykle" i zostawił sakrament, który otwiera oczy na dobro.
Ostatnio często myślę o tym, co jakoś zaczęłam przeczuwać w trakcie ostatniej obecności w Harmężach koło Oświęcimia i w samym obozie Auschwitz - kto wie, być może największymi ofiarami II wojny światowej byli oprawcy? Nie chcę ich usprawiedliwiać ani umniejszać cierpieniom tych pomordowanych, zamęczonych... i właśnie dlatego zastanawiam się - czy to nie oni - ci, którzy wybrali zbrodnię - w ostatecznym rozrachunku stracili najwięcej?
A jednak dobro jest większe i - co najważniejsze - zwycięża.

I trzecia rzecz, już taka zupełnie drobna. Czasem w najmniej spodziewanym miejscu można poczuć się jak przy domowym stole, przy którym tak naprawdę nigdy się nie siedziało. Franciszkanie mawiają, że do Tomaszowego "Łaska buduje na naturze" trzeba dodać "najedzonej i wyspanej". I przynajmniej połowicznie mają rację.

2 komentarze:

  1. siedząc niedawno w U7 popatrzyłam na (nie mój już od roku) gmach główny i poczułam to samo - że coś się skończyło..
    a co do niedzieli - pomyślałam o Tobie i nawet chciałam Ci napisać, że Jezus pozwolił nie myć naczyń :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem to było raczej o tym, że faryzeusze jak studenci - myją naczynia przed jedzeniem, nie po ;)

    OdpowiedzUsuń