czwartek, 30 września 2010

misyjnie, cz III

Tak, msza się szybko nudzi. Nie ma zaskakujących zwrotów akcji, jakiegoś dynamizmu, stali bywalcy znają wszystkie teksty... Nudy.

A gdyby tak spojrzeć na nią inaczej? Słowa, które słyszeliśmy setki razy, wreszcie usłyszeć na nowo?
Msza byłaby tylko specyficznym przedstawieniem, happeningiem, gdyby nie działanie Bożego Ducha. Chwilę przed Przeistoczeniem, kapłan Go przyzywa, prosi Ojca o posłanie i działanie. To dzięki Niemu wszystkie mniej lub bardziej dziwne zabiegi księdza i ludu mają SENS.
Dziś rekolekcjonista nazwał mszę wywoływaniem Ducha. I to nie byle jakiego, bo Ducha Świętego.
Szukamy taniej sensacji w zabawach, które ocierają się o nieczyste moce. To wszystko - przyzywanie duchów, wykorzystywanie ich mocy-energii, pytanie o przyszłość - jest tylko małpowaniem. Nieudolnym, świadomie przewrotnym parafrazowaniem prawdziwego działania mocy Ducha Boga Jedynego.

Jeszcze pierwsze czytanie, na moment. Ładnie zeszły się słowa Hioba: Któż zdoła utrwalić me słowa, potrafi je w księdze umieścić? ze wspomnieniem św. Hieronima, tłumacza Pisma Świętego, gościa, który Bożemu słowu po-święcił całe życie. Wygląda na to, że osadzenie się w Bogu, w Jego Duchu, daje nieprzewidziane moce.

środa, 29 września 2010

misyjnie, cz II

Nie lubię, nie znoszę, nie trawię.
Upraszczania, schematyzowania, wrzeszczenia. Przede wszystkim z ambony. Zastanawiam się, jak mocna jest zależność wieku kaznodziei od poziomu kazań. Jakoś tak wychodzi w moim słuchaniu, że im starszy, tym gorzej. A szkoda.

Na szczęście kaznodzieja od nauk stanowych jest młodszy. Do tego - normalny. I wiele przeszedł, więc wiarygodny. Dziś o relacjach z innymi i emocjach, nad którymi nie umiemy panować. Długa i kręta jest droga do ogarnięcia wszystkiego. Łatwą jest sztuka robienia innym na złość, nawet za cenę relacji z Bogiem. Trudniej ugryźć się w język i odpuścić.
Kiedy widzę, co dzieje się na świecie, różne słowa przychodzą na myśl. Niełatwo odnaleźć w nich miłość bliźniego, choć przecież chcemy dobra.

Czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, *
czym syn człowieczy, że troszczysz się o niego?
Uczyniłeś go niewiele mniejszym od aniołów, *
uwieńczyłeś go czcią i chwałą.

W kontekście tego wszystkiego, co dziś mówiło się o aniołach - jak są ważni, jakie pełnią funkcje, jak ich potrzebujemy, to zdanie z Psalmu 8 odmawianego dziś w nieszporach powala na kolana. Dosłownie i w przenośni. Dobrze, że pilnują.

wtorek, 28 września 2010

misyjnie, cz I

"Wakacyjny organista". Piękna pieśń, która jest jakimś francuskim hymnem. Mało znana, a szkoda. Do tego pierwsze w mojej parafii Misje Święte, pierwsze nauki stanowe, których dziś słuchałam.

Jakże pójdziemy za Tobą, Chrystusie,
gdy Ty nie chodzisz naszymi drogami,
a Twoje myśli tak różne od naszych,
miłość tak inna od naszej miłości.


Spędziłam dziś wiele czasu przeglądając internet i odnajdując przytłaczające wręcz ilości stron, wpisów, dysput, w których przejawia się nienawiść do chrześcijan, do Boga. Trudno się powstrzymać, by nie wybuchnąć gniewem, który może i przypomina Jezusowe przegonienie kupców. Te ścieżki, których uczy Pan Bóg, są naprawdę zawiłe i trudne do odnalezienia. Miłość zaś... Więcej wymaga ode mnie niż od kogokolwiek innego.

Serca samotne błąkają się w mroku,

szukając ścieżki wiodącej ku światłu,
więc nie zostawiaj nas samych w ciemności,
przyjdź nam z pomocą, pielgrzymom tej ziemi. 


Misjonarz - rekolekcjonista opowiadał niesłychane historie. Jego target był chyba trochę młodszy niż studenci, ale udało mi się wziąć coś dla siebie. Do podzielenia się - jedno zdanie: Cokolwiek się dzieje, staraj się nie utracić kontaktu z Bogiem. Gość wiele przeżył i wiele usłyszał. Pan Bóg widział jeszcze więcej. A człowiek się Go wstydzi, jakby nie wiadomo co wymyślił. Święty Augustyn mówił, że Bóg jest bliżej człowieka niż on sam. Mocne słowa, nawet jeśli trudno w nie uwierzyć.

Daj nam Cię poznać po chleba łamaniu,
a wtedy pokój wypełni nam dusze.
Pozostań z nami i nakarm swym Ciałem,
obdarz radością spotkania w wieczności.



Łamanie chleba jest chyba najdziwniejszą rzeczą wymyśloną przez Boga. Nikt z ludzi nie mógłby na to wpaść - że kawałek przaśnego chleba i trochę wina stają się Ciałem i Krwią. I to Ciałem i Krwią Boga. Jak wielką wiarę mieli Apostołowie, że właśnie w tym znaku Go poznali. To jest droga wiodąca do pokoju w duszy - droga łagodząca wszelkie nieuporządkowanie.

Panie i Mistrzu idący wraz z nami,
po drogach świata Ty serc naszych szukasz,
wielbimy Ciebie i Ojca wraz z Duchem,
Trójcę Jedyną sławimy na zawsze.


On sam szuka. Odnajdzie, nawet jeżeli zagubimy się gdzieś w krzakach grzechu i niechęci, jak Adam. Potrzebna jest moja decyzja, zgoda na Jego działanie, żeby - jak w dzisiejszej Liturgii Słowa - po pełnym rozpaczy psalmie 88 mogło zabrzmieć radosne Chwała Panu, Hallelu Jah! 

po wyjeździe odpowiedzialnych...

Aplikacja tygodnia: gmail mobile.

Słowo tygodnia: surogat.
Zachęta tygodnia: "Adoracja nie jest obowiązkowa, ale kto nie przyjdzie, ten z Wawrzynów".
Zniechęta* tygodnia: "Przez to Wasze burczenie w brzuchu nie mogę śpiewać".

Miejscówka tygodnia: Krosinko, pow. poznański.
Duszpasterstwo tygodnia: DA Dominik, Wrocław.
Zadanie roku: odpowiedzialność.

* właśnie wymyśliłam to słowo, bardzo mi się podoba

niedziela, 26 września 2010

XXVI niedziela zwykła (C)

<wygląda na to, że działa planowanie wrzucania postów>


Kolekta.
Boże, Ty przez przebaczenie i litość najpełniej okazujesz swoją wszechmoc
Dobrze to wiedzieć. Jedyną dziedziną, której nie zaznał Chrystus w swoim ziemskim życiu, był grzech. Czasem ten mój wydaje się być wielki. Zbyt wielki. Pocieszające jest to, że jeśli w ogóle wszechmoc da się stopniować, to w przebaczeniu jest najpełniejsza.

Amos.
Napisana w VIII w. przed Chrystusem, a brzmi jak (poetycki nieco) opis współczesności. A ten fragment zaczyna się od określenia Boga słowem wszechmogący. W kontekście wygłoszonej przed chwilą kolekty brzmi zaskakująco. Znaczy trzeba uważać, żeby z wszechmocą nie igrać.

Psalm 146
Dwa tygodnie temu słyszeliśmy przypowieść o miłosiernym ojcu. Dziś konkret - opis Pana Boga, który jest takim Rodzicem (bo taka opiekuńczość się raczej z mamą kojarzy). Wszechmoc. Zrobi wszystko, by ten, kto Mu ufa, mógł czuć się spokojny i szczęśliwy.

List do Tymoteusza.
Nakazy, bardzo konkretne. Trochę jakby reakcja na wieści z pierwszego czytania i kontrast z Bogiem przedstawionym w psalmie, trochę jak wstęp do Ewangelii, którą za chwilę usłyszysz (na zasadzie: "Bo jak nie, to..."). I mocne wyłożenie tego, kim jest Bóg. Ważne, bo przypomina, że nie chodzi o sympatię "znajomych bogów wody", ale relację z Jedynym.


Łukasz.
Gorzkie owoce lekceważenia. Bo czymże innym jest ignorowanie słów proroków, z jednoczesnym założeniem nawrócenia się, gdy przyjdzie "ktoś z umarłych"? Pan Bóg mówi do mnie nieustannie. Zostawił Swoje słowo. A ja i tak nie wierzę. Bo gdyby przyszedł ktoś, kto widział na własne oczy... Ooo, to co innego. Guzik prawda.
Nie bój się, wierz tylko! (Mk 5,36)

Modlitwa po komunii
jest jakby wyciągnięciem wniosków z psalmu: uzdrawiające działanie Eucharystii. Wielka Moc jest o krok. Trzeba się odważyć.

środa, 22 września 2010

uff

Czeka mnie kilka dni dyskutowania o odpowiedzialności i w ramach odpowiedzialności. Doświadczenia wskazują, że to trudny czas, bo ile głów, tyle poglądów. Często wzajemnie się wykluczających.

Dziś* - świętego Mateusza, apostoła i ewangelisty. Chrystus zakłada Kościół, każe głosić Ewangelię i wraca do Ojca. Zostawia tę kruchą strukturę w rękach niekoniecznie odpowiedzialnych ludzi. Czasem wydaje mi się, że o ile zaufanie Bogu jest zadaniem trudnym, o niebo trudniejsze jest zaufanie człowiekowi - zadanie dla Boga. Tylko.

Zaufanie Bogu. Zaufanie sobie. Zaufanie komuś innemu. Nie wiadomo, co najtrudniejsze.

* dzień się zmienia kiedy wstaje słoneczko. Wbrew pozorom jest wtorek.

poniedziałek, 20 września 2010

"świat jest rolą, my jakby ryżem"

Diecezja legnicka, w której obecnie przebywam, świętuje dziś rocznicę poświęcenia kościoła katedralnego. Cały Kościół natomiast wspomina męczenników z Korei. Ciekawe są efekty nałożenia się tych dwóch dni liturgicznych.
Legnica to miasto na tzw. ziemiach odzyskanych wyzyskanych, przez wiele lat po wojnie stacjonowała tam Armia Czerwona - z tego powodu zwie się ją Małą Moskwą. Mieszkańcy żyją tu od 2-3 pokoleń, co łączy się z oderwaniem od tradycji, także - pobożności. Mimo wszystko możemy być spokojni o powołania - księży nam, póki co, nie brakuje.
Dziewiętnastowieczna Korea. Prześladowania chrześcijan, liczne trudności sprawiane przez władze. Piętnastoletni neofita przebywa kilkaset kilometrów, by dostać się do seminarium, wraca już jako kapłan. Aresztowany, ginie jako dwudziestopięciolatek. Wielu chrześcijan tamtych terenów nigdy nie widziało kapłana.

Cieszymy się w Polsce wolnością religijną. Jeszcze.
Daleka jestem od głoszenia rychłego końca świata, ujawniania spisków homożydomasońskich, rozdzierania szat. W trakcie wakacji obserwuję świat raczej "spoza", siedząc sobie na prowincji. Okazuje się jednak, że coraz więcej osób chciałoby pozbawić chrześcijan głosu. Udowodnić nam, że jesteśmy nielegalni. Przekonać, że neutralność oznacza ateizm.
Przedziwny list "wysyła" dziś św. Piotr*. Nakazuje być poddanym każdej ludzkiej zwierzchności - ze względu na Boga. Wcześniej jednak napomina: Postępowanie wasze wśród pogan niech będzie dobre, aby przyglądając się dobrym uczynkom wychwalali Boga w dniu nawiedzenia za to, czym oczerniają was jako złoczyńców. (1 P 2,12). To jest droga współczesnego chrześcijanina!
W swojej ostatniej zachęcie Andrzej Kim Taegon nawołuje:
Jeśli więc na tym świecie, pełnym niebezpieczeństw i utrapień, nie dostrzeżemy i nie uznamy Boga-Stwórcy, na nic się przyda nasze narodzenie, na nic nasze życie.
Skoro więc dostrzegamy Boga w utrapieniach, dlaczego nie we względnym spokoju? A jeżeli już Go dostrzeżemy, musimy żyć tak, by nasze życie się przydało. To wcale nie znaczy umartwień, biczowań i samokrzyżowań. Zwycięstwem chrześcijaństwa jest radość zmartwychwstania Chrystusa. Cieszmy się prawdziwym Życiem.


Boże, Stwórco i Zbawicielu wszystkich narodów, Ty wezwałeś do wiary naród koreański i umocniłeś go przez chwalebne męczeństwo świętych Andrzeja, Pawła i Towarzyszy, spraw, abyśmy za ich przykładem i wstawiennictwem aż do śmierci trwali w Twojej nauce.



* Liturgia Godzin, z tekstu Godziny Czytań na poświęcenie kościoła (1 P 2,1-17)
** ten fragment, podobnie jak tytuł notki, pochodzi z zamieszczonych w Liturgii Godzin Ostatnich napomnień Andrzeja Kim Taegon

niedziela, 19 września 2010

XXV niedziela zwykła (C)

(Am 8,4-7; Ps 113,1-2.4-8; 1 Tm 2,1-8; 2 Kor 8,9; Łk 16,1-13)
Amos.
Jak często traktujemy Boże zasady jak absurdalne przepisy, które trzeba przeczekać. Jak często idę w piątek na imprezę i minutę po północy zaczynam tańczyć i pić na umór? Bohater filmu "Czekolada" umiera z przejedzenia słodyczami tuż po Wigilii Paschalnej. Oczywista, że nie wolno zapomnieć o Literze prawa. Warto jednak usłuchiwać go w Duchu. W trakcie odbywających się w Wielkim Poście rekolekcji dla dzieci, kaznodzieja powiedział, że ten czas ma być początkiem zmian, że warto nie kończyć postanowień Wielkanocą. Niektóre dzieci były przerażone - to już nigdy  nie będę mógł grać na komputerze? Pół roku przed Wielkim Postem Kościół przypomina, że zawsze powinniśmy żyć godnie, nie tylko w "wyznaczonych okresach pokuty".

Psalm 113
Pan Bóg jest wywyższony, a z góry lepiej widać. Uczniom tylko się zdaje, że nauczyciel nie widzi jak ściągają. Ludziom tylko się zdaje, że Bóg nie widzi, co robią. I jak w pierwszym czytaniu dowiadujemy się, że bezbożni mogą mieć problem, tak psalmista przypomina, że jest ratunek dla ubogich.
Ile razy powiedziałeś sobie, że jesteś w czarnej D.? Ile razy nazwałeś swoją sytuację gównianą?

i dźwiga z gnoju ubogiego,
by go posadzić wśród książąt, 

List do Tymoteusza.
Wydarzenia polityczne ostatnich tygodni w Polsce nie nastrajają optymistycznie. Krzyż stał się narzędziem walki politycznej, katolik to emeryt tańczący na Krakowskim Przedmieściu, a każdy, kto się sprzeciwia Krzyżowi został nazwany postkomunistą. Podział na czerń i biel, szkoda tylko, że nieprawdziwy.
Paweł zaleca, by modlić się za władzę. Za każdą władzę. Żył przecież w czasach prześladowania chrześcijan. Dzięki temu ci ostatni będą mogli wieść ciche i pobożne życie. Za dużo jest w nas nienawiści do przedstawicieli przeciwnej opcji politycznej, w zasadzie do każdego, kto myśli inaczej. Ze względu na świadectwo Chrystusa - świadectwo Krzyża właśnie - i my mamy świadczyć.

Łukasz.
Jedna z najbardziej skomplikowanych perykop. Po kolei zatem.
Rządca zmniejszając zadłużenie, wcale nie okradał swojego pracodawcy. Odcinał swoje zyski, bo na naliczanych procentach zarabiał. Cenna umiejętność - zrezygnować ze swoich zysków.
Druga ważna rzecz to oddzielenie przypowieści od tego, o co Jezusowi chodzi. A chodzi o to, że rządca był nadzwyczaj sprytny. Zorientował się, że może być trudno w przyszłości, więc zaczął mocno kombinować, żeby zapewnić sobie przyszłość. Kolejny moment odwagi - umieć wybrać ważniejsze i o to zadbać, stanąć na głowie i wygrać.
I wreszcie: nie może człowiek dwom panom służyć. Zdanie trochę Franciszkowe, ale też  dotyczy każdego z nas. Nie mogę żyć na pół gwizdka, jak mówią: Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Wybór jest trudny i wymaga odwagi, ale jest też konieczny.

sobota, 18 września 2010

Prośba o Wyspy szczęśliwe

Pierwszy stopień na drodze kariery naukowej zaliczony. Niezaliczone natomiast walki z internetem, który pojawia się rzadko i na krótko.

Benedykt XVI pielgrzymuje na Wyspy Brytyjskie. Miałam szczęście dwukrotnie brać udział w spotkaniach z Ojcem Świętym - w trakcie jego pierwszej pielgrzymki do Polski i w ramach Światowych Dni Młodzieży w Sydney. Nie sposób tych dwóch wydarzeń porównać, jednak coś, co łączy, to cała atmosfera wokół Następcy Piotra.
Nigdy nie widziałam Jana Pawła II na żywo. Nie jestem też (delikatnie mówiąc) zwolenniczką tego całego szaleństwa, które ze Sługą Bożym się łączy. "Młyny Kościoła mielą powoli" i jakoś wcale mi to nie przeszkadza. Bawi i jednocześnie przeraża określenie "nasz papież" - jakby Benedykt XVI nie był nasz, katolicki, powszechny*...
Spotkanie na krakowskich Błoniach było przede wszystkim dobrą zabawą. Takim poznawaniem się, choć na nierównych zasadach. Co innego Sydney. Tam, po pierwsze, czuło się nastrój święta młodych ludzi z całego świata, po drugie - że ten starszy pan otoczony szpalerem ochroniarzy jest naprawdę blisko w sensie duchowym.
Dziś Benedykt XVI spotkał się z młodzieżą Zjednoczonego Królestwa. Mówił o świętości, ale... nie przypomina to niedzielnego grzmienia starego proboszcza**.
Wiecie wszyscy, jak to jest, gdy spotykacie kogoś ciekawego i pociągającego i chcecie się stać przyjacielem takiej osoby. Często macie nadzieję, że oni uznają za ciekawych i pociągających was i będą chcieli być waszymi przyjaciółmi. Bóg chce waszej przyjaźni. I gdy pewnego razu nawiążecie przyjaźń z Bogiem, wszystko w waszym życiu zacznie się zmieniać. Gdy poznacie Go lepiej, zauważycie, że chcecie odzwierciedlać coś z Jego nieskończonej dobroci w swoim własnym życiu. (...)  I pewnego razu sprawy te zaczynają mieć dla was znaczenie a wy wkraczacie na drogę do stania się świętymi. (za ekai.pl)
W homilii natomiast zapewnił, że Kościół należy do nas, ludzi młodych.

Większości moich znajomych religia kojarzy się ze starymi babciami, siedzeniem godzinami w kościele. Systemem kar i zakazów, ograniczających wolność przepisów, które w dodatku zbudowane są na jakimś absurdzie. Na szczęście to skojarzenia bez pokrycia. Najtrudniejsze jest postawienie wszystkiego na jedną kartę.
Cieszę się, że Ojciec Święty stara się pokazać ludziom normalne oblicze Kościoła. Wspólnoty, w której miejsce znajduje każdy, także młody. Także ten, kogo nie pociąga duchowość mistyczno-kontemplacyjna ani oderwany od życia światopogląd. Bo oderwany od świata owszem, jest. I o to w tym właśnie chodzi.



* jak w żartach powiedziała N. - nie mój, ja na niego nie głosowałam
** taki stereotyp, mój proboszcz wcale nie jest stary

niedziela, 12 września 2010

XXIV niedziela zwykła (C)

(Wj 32,7-11.13-14; Ps 51,3-4.12-13.17.19; 1 Tm 1,12-17;  Łk 15,1-32)


Wyjście.
Sam początek. Bóg informuje Mojżesza, jak przedstawia się sytuacja w obozie izraelskim i każe mu zejść na dół. W zasadzie nie wiadomo, czego oczekuje. Nie sugeruje, jak ma postąpić. Być może trochę się obraził, mówi przecież "Zostaw Mnie w spokoju". Mojżesz najpierw przeprasza i próbuje załagodzić sprawę konsekwencje. O nie, sprawy zdecydowanie nie załagadza. Zachęcam do sięgnięcia do całości historii - zrobił bałwochwalcom niezłą rozróbę.
Wielu ludzi narzeka, że na świecie jest tyle zła, a Pan Bóg nie reaguje. Być może gdybyśmy z Nim rozmawiali, usłyszelibyśmy: "Zejdź na dół, wiesz co robić". Reakcją człowieka na zło powinno być jego zwalczanie. Dzięki św. Pawłowi już pamiętamy, że nie inaczej niż dobrem.

Psalm 51.
Całe duchowieństwo i spora część świeckich katolików odmawia go co tydzień, w piątkowej jutrzni. Taka częstotliwość sprawia, że całkiem łatwo go zapamiętać i przy-swoić.
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość. Łatwo sobie wyobrazić grzech jako przepaść, w której się gubię albo jako górę, którą usypałam między sobą a Bogiem. Mówi się też o ludziach, którzy dużo w swoim życiu namieszali, że są połamani. Wreszcie metafora zakrętu, za którym się znajduję - do tego stopnia, że Boga z mojego miejsca nie widać. Dlatego psalmista prosi o zgładzenie nieprawości. Wszystkie wyżej wspomniane formacje geologiczne czy po prostu życiowe stają się gładkie. Nie ma przepaści, zasłon, krzywo zrośniętych złamań, chowania się za zakrętem. Bóg może sprawić, że powierzchnia mojego życia będzie idealnie gładka.

List do Tymoteusza.
Święty Paweł nie ma złudzeń. Nazywa siebie pierwszym spośród grzeszników, nie ukrywa mrocznej przeszłości. W tym wszystkim okazuje się jednak Boże szaleństwo miłości. Dlaczego szaleństwo? A jak inaczej nazwać kogoś, kto bluźniercę, prześladowcę i oszczercę uznaje za godnego wiary? Nie ma co się łudzić, za jakkolwiek złego człowieka będziesz się uważać, Bóg uzna cię za godnego wiary. Więc w sumie warto się ogarnąć i samemu stwierdzić, że to nauka godna całkowitego uznania.

Święty Łukasz.
Faryzeusze wściekają się, że Jezus rozmawia z miejscowym elementem. Z jednej strony Go nie znoszą, z drugiej - chcieliby mieć Go na wyłączność. Lekka schizofrenia. Z jednej strony stawiam Panu wymagania i warunki, z drugiej - buntuję się, gdy słucha mojej woli i daje mi święty spokój.
Dwie krótsze przypowieści pokazują, że Pan Bóg się nie poddaje. Nigdy nie próbowałam zostawić na pustyni ani jednego zwierzęcia, ale myślę sobie, że 99 owiec to musi być całkiem nieogarnione stado. Zawsze się zastanawiałam, czy pasterz po powrocie nie musiał szukać którejś z tych, co zostały. Myślę sobie też, że kobieta, która zaprasza sąsiadki do domu, nie każe im siedzieć przy stole i patrzeć, ale zaraz pojawi się coś do przekąszenia, popicia... Odnaleziona drachma szybko przejdzie na własność miejscowego sklepikarza. Okazuje się jednak, że dla takiej radości warto wiele zaryzykować, czasem coś poświęcić. Bóg jest gotów zostawić wszystko, żeby mnie odnaleźć, wziąć na ramiona i wrócić do domu.
Tu kończy się krótszy fragment Ewangelii. W dłuższej wersji (chyba drugie miejsce wśród najdłuższych perykop, nie licząc Męki Pańskiej) słyszymy jeszcze przypowieść o Miłosiernym Ojcu. Boję się tu pisać cokolwiek, tak wiele kazań, rozważań i analiz tego fragmentu usłyszałam. Może to oznaczać, że to swego rodzaju "istota chrześcijaństwa w pigułce".
Choć najbardziej przemówiła do mnie lekko wywrotowa teoria, opowiedziana w trakcie burzliwego sporu ze spowiednikiem. To ja jestem ojcem, a Chrystus - marnotrawnym synem. Ode mnie zależy, czy Go przyjmę, pozwolę kochać, dać sakramenty. Jeśli się nie zgodzę, On poczeka. Zawsze czeka. Jednak do szczęśliwego końca prowadzi droga miłosiernego ojca - wyjście naprzeciw i okazanie miłości.

Uszy które słyszą

W ostatnich dniach mam okazję przekonywać się, jak wielką moc ma modlitwa moich przyjaciół. Czy raczej - jak potrafi być skuteczna. Serie cudów ułatwiają ogarnianie rzeczywistości.
W zasadzie z modlitwą są dwa problemy. Pierwszy - pozorna jednostronność. Istnieje powszechne mniemanie: jeżeli ja mówię do Boga, to jest modlitwa; jeżeli Bóg do mnie - to schizofrenia. Drugi to przekonanie, że wysłuchanie modlitwy oznacza spełnienie prośby.


[Chrystus] z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. (Hbr 5, 7)


Jedno z bardziej paradoksalnych zdań w Biblii. Jak to "został wysłuchany"? Miliony godzin modlitw, dramatyczne chwile w Ogrójcu i - mimo wszystko - śmierć na krzyżu.
Naturalną właściwością człowieka jest to, że układa sobie plany na przyszłość. Często są bardzo szczegółowe, czasem w zasadzie nie ma możliwości, by coś poszło nie tak. Kiedy coś dzieje się inaczej, zaczynamy panikować. Gdy łączy się to ze zmianą na gorsze, gotowi jesteśmy poruszyć niebo i ziemię, żeby się tylko nie wydarzyło. Jeżeli nie działa, pojawiają się rozpacz, depresja i wizerunek głuchego, okrutnego Boga.
Nie mamy podstaw, by podejrzewać, że w relacji Jezus - Ojciec był choćby cień czegoś nie w porządku. Ja i Ojciec jedno jesteśmy. Jezus dużo się modlił, jednak najbardziej dramatyczna jest scena z Ogrodu Oliwnego. Święty Łukasz relacjonuje, że Chrystus prosi o odsunięcie kielicha śmierci, a Bóg wysyła anioła, który Go umacnia. i został wysłuchany. 
Bóg nie wysłał pioruna, by porazić Judasza i arcykapłanów. Jezus nie powalił swoją mocą Piłata ani żołnierzy. Umarł. 
Kiedy budzi apostołów, mówi: "módlcie się, abyście nie ulegli pokusie". Łotr kusił - "zejdź z krzyża, ocal siebie i nas". Wysłuchana modlitwa nie zawsze jest rozwiązaniem kłopotów. Często jest umocnieniem. Choćby właśnie w tym, żeby nie ulec pokusie porzucenia wszystkiego albo tylko Najważniejszego. Albo żeby umieć zaakceptować zmiany. Być może po długim czasie przychodzi olśnienie - jak dobrze się stało, że moje poprzednie plany się rozpadły.


A skoro miał tak Chrystus, to dlaczego nie chrześcijanin?

piątek, 10 września 2010

17/47

mal. Jusepe de Ribera
Najcenniejsze autografy w indeksie już zdobyte, można zatem znów czytać książki dla przyjemności.
Dzisiaj wciągnęłam zbiorek pt. Święci nie-Święci. O nicponiach, rzezimieszkach, oszustach i wyznawcach szatana, którzy jednak zostali świętymi. Nie jest to demaskatorska powiastka o rzekomych nadużyciach Kościoła, ale 28 ludzkich historii o grzechu, przedziwnym działaniu Bożej łaski i nawróceniu. Warto.
Kilka postaci - jak Franciszek, Augustyn czy Ignacy Loyola - jest szeroko znanych i wielu ludzi słyszało o ich burzliwej młodości. Niektóre - mniej. Opowieść o św. Olafie przypomniała mi cytat z filmu Dogma - "Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie. Jeśli Kościół coś postanowi, Bóg musi się zgodzić".
Najbardziej jednak poruszyło mnie jedno zdanie w historii św. Marii Egipcjance.

Jako dwunastolatka uciekła z domu, żeby żyć w wielkim mieście - Aleksandrii. Nie stała się jego najcnotliwszą mieszkanką. Co tu dużo mówić, przez 17 lat sypiała (czy raczej - nie sypiała) z kim popadnie. Nie była prostytutką, bo "nie brała pieniędzy za to, co sprawiało jej przyjemność". Uwodziła dokładnie wszystkich, włącznie z młodymi chłopcami i pielgrzymami do Ziemi Świętej. Siedemnaście lat orgii. Jednak uwiedzenie całej pielgrzymki nie było łatwym zadaniem, w tym celu Maria płynęła z nimi statkiem aż do Jerozolimy. Plan się udał, ale "kosztem" wylądowania TAM. Dzieją się cuda, Maria się nawraca i zamieszkuje na pustyni, żeby odpokutować. Bardzo rygorystycznie zresztą. I tu rzeczone zdanie - gigant:
Najgorsze było pierwszych siedemnaście lat.

I to wcale nie chodzi o to, że czas próby trwał tyle, co grzech. Mnich, który przypadkiem ją spotkał i usłyszał tę historię, jest pierwszym człowiekiem widzianym przez nią od 47 lat.

Pierwszych siedemnaście lat. Nie pamiętam swojego życia sprzed 17 lat. Jak wielka musi być siła w kimś, kto po blisko 50 latach spędzonych na pustkowiu mówi, że miało wielkie problemy przez 17 lat? Niesamowite jest to, że choć zmiana trybu życia była diametralna i nagła, choć cały człowiek wyrywał się, by wrócić w dobrze znany świat, udało się wytrwać.
Awanturujemy się, gdy trudności trwają dłużej niż miesiąc. Upadły rygorystyczne przepisy wielkopostne. Mało kto narzuca sobie dodatkowe ascezy w piątek. Trudno wytrzymać.

pierwszych siedemnaście lat...

środa, 8 września 2010

hity z satelity

Najpiękniejsze rzeczy przychodzą w prostych słowach.

Z Tobą ciemność nie będzie ciemna wokół mnie
A noc tak jak dzień zajaśnieje.

Niby prosty, taizowy kanon czy inne śmieszne ostinato. Niby proste słowa, nie ma nic o miłosierdziu, śmierci, niegodności i prochu, ani tym-jak-ja-Cię-Boże-bardzo-kocham. Nie jest to też tekst wzięty wprost z Pisma Świętego, a takich najczęściej słucham, śpiewam czasem też.
Kołatała mi się ta nutka po głowie od miesiąca jakoś i nie bardzo chciała się przedstawić. Wiedziałam, że chodzi o jakieś paradoksalne teksty o ciemności i świetle. Ciemność nie jest ciemna. Noc jest jasna jak dzień.
Bóg w przedziwny sposób wywraca człowiekowi życie do góry nogami, na szczęście nie pytając o zdanie. Gdyby zapytał - mało kto by się zdecydował, podejrzewam. Nikt nie lubi ciemności.
Najgorsze jest to, że nie wiesz, co cię czeka, czego się spodziewać. Często sam nagotujesz sobie strachu czy problemów. Nie mówiąc już o tym, jak wyczulone na ciemność są małe palce u stóp.
To zdanie rozkłada mnie na łopatki stuprocentowym zaufaniem. Ciemność nie będzie ciemna. I tyle.

PS Na bezsenne ogarnianie nocnych ciemności najlepsza jest gorąca herbata z pięknym panem. Nawet jeśli rzeczony jest tylko narysowany na pudełku.

sobota, 4 września 2010

XXIII niedziela zwykła (C)

<Dedlajn przeżyty, można się zająć czymś innym bez wyrzutów somnienia>

(Mdr 9,13-18b; Ps 90,3-6.12-14.17; Flm 9b-10.12-17; Łk 14,25-33)

Mądrości.
O tym, że pomysły Pana są przedziwne i zaskakujące można dużo mówić. Moim zdaniem lepiej jednak tego nie robić. Dziwne? Kiedy sam odkryjesz, jak w Twoim życiu się to przejawia, stwierdzisz że wszystko, co wcześniej o tym słyszałeś, się nie umywa, jest marne. Więc dbając o jakość, ten wątek ominę. Podoba mi się w tym tekście słowo "nieśmiałe". I to właśnie jest jedyne zdanie na temat tego, że Pan do tego stopnia ogarnia wszystko, że nasze wybujałe plany są nieśmiałe - warto zatem prosić śmiało.


Psalm 90
Uwielbiam. (To powoli przestaje być coś dziwnego w tej Księdze).
Obraca w proch i mówi: "Wracajcie!". Brzmi jak absurd. Na którychś z duszpasterskich rekolekcji* kaznodzieja zauważył, że kiedy Bóg wygania Adama z raju, mówi o powrocie do ziemi, z której ten został wzięty - znaczy z ziemi Eden. To wiele wyjaśnia. Bóg chce mojego powrotu do raju. Żeby jednak w pełni powrócić, muszę się Mu dać zetrzeć. Co więcej, kiedy już raz, porządnie, obdarzy mnie swoją łaską, będę się nią cieszyć do końca życia. (Zwrot "o świcie" przypomina roraty i Siódemki).
I to wspieranie pracy rąk. Usłyszałam kiedyś o modlitwie - wyjaśnieniu znaku krzyża. Często ją odmawiam, wykonując go gdy wychodzę z kościoła. Boże, pozostań w moich myślach, w sercu, bądź siłą moich ramion. Świadomość, że sam Bóg wspiera wszystko, co robię.



List do Filemona.
Jeden z tych, przy których zastanawiam się nad tajemnicą korespondencji. Skoro jednak...
Paweł odsyła niewolnika jako wolnego. W tamtej kulturze to musiało być coś! Później wyzwoleńcy zostawali nawet papieżami (Kalikst I), ale od czegoś to się zaczęło. Uwięzienie, cierpienia Pawła stały się źródłem wolności Onezyma. Dziś ktoś ofiarowuje swoje cierpienia i trudności, a ja otrzymuję łaski. Wymiana wciąż trwa.


Łukasza.
To Jezusowe wyjaśnienie na pierwszy rzut ucha wydaje się być całkiem od czapy. Znaczy, rację ma, wiadoma rzecz, ale dlaczego właśnie takie przykłady? Co ma wspólnego znoszenie trudności z planowaniem budowy domu?
Jakiś rok temu zastanawiałam się usilnie, dlaczego święci podnosili poprzeczkę tak wysoko. Zwłaszcza ci, których lubię. Co im pozwoliło? Olśnienie przyszło: nie mieli żon.
Brzmi brutalnie, ale prawdziwie. Chrystus wymaga, żeby umieć oddać Mu wszystko. Pociesza przykład Abrahama - Izaak ocalał. Da się być świętym mając rodzinę.
Trzeba to jednak przemyśleć wybierając drogę. Czy ta, którą chcę iść, przewiduje założenie rodziny? Czy w moich marzeniach o spokojnej starości z gromadką wnuków jest odpowiednio wiele miejsca dla Pana Jezusa, zwłaszcza w czasie dążenia do niej? Czy wybór drogi przez relację tylko z Jezusem nie jest ucieczką?
To osobiste, trudne pytania. Okazuje się jednak, że trzeba je przemyśleć, żeby się nie okazało, że jesteśmy zbyt głęboko, żeby się łatwo odkręcało.

<zaraz przejdę na poziom ekshibicjonizmu, a bardzo chcę tego uniknąć, zakończę więc tak w powietrzu>

*wydaje mi się, że to były wielkopostne 2009, głosił o. Adam Szustak OP, do posłuchania tutaj. Ale mogę się mylić.

czwartek, 2 września 2010

Nic tak nie motywuje do pracy jak wiszący nad głową (czy szyją raczej) deadline.
Znaczy szykuje się kilkudniowa przerwa, chyba że mnie szlag trafi, to zraportuję.