sobota, 6 listopada 2010

GPR

Ciekawą rzecz usłyszałam dziś na zajęciach. Będzie o cierpieniu:
Skoro każde cierpienie - ból, choroba, prześladowanie, łacina, rozpacz - jest, tak jak śmierć i pociąg do grzechu - efektem grzechu pierworodnego, nie można nazywać choroby krzyżem.
Jak wyglądałby wtedy uzdrawiający chorych Jezus? Jak gość, który odrzuca dane przez Ojca krzyże? Żaden chrześcijanin nie mógłby chodzić do lekarza, bo byłaby to walka z Bogiem.
Podobnie nie można ofiarować Panu cierpienia. Po pierwsze - byłoby to zaprzeczenie darowi życia (mam raka, ale nie będę się leczyć, to może moja rodzina się nawróci). Po drugie - ofiarować Bogu owoce grzechu pierworodnego? To tak, jakby więcej grzeszyć, żeby ktoś się nawrócił. Albo kogoś zabić i śmierć Bogu oddać.

Mogę oddać moje zmaganie się, walkę. To, że nie będę narzekać. Tak jak w piątki ze sobą walczę, by nie zjeść mięsa. Post, wyrzeczenie - owszem. Owoc grzechu - nie.

2 komentarze:

  1. ważne, jak się używa słowa "cierpienie". wielu świętych, z Małą Tereską na czele, oddawało Bogu "cierpienia", ale znaczyło to raczej poświęcanie się, wyrzeczenia. oddanie Bogu choroby jest rzeczywiście nie na miejscu. chociaż często się zdarzało oddawanie Bogu bólu, fizycznego, psychicznego, duchowego. Matka Teresa z Kalkuty do tego namawiała swoich duchowych współpracowników i siostry ze swojego zgromadzenia.

    OdpowiedzUsuń
  2. to chyba jednak chodzi o znoszenie cierpienia z jednej strony, a oddawanie Bogu wszystkiego (omnia nuda et aperta sunt ante oculos Eius)

    OdpowiedzUsuń