Koniec. Aż trudno w to uwierzyć. Ostatnich 5 kilometrów, Aleje, zdjęcie, powitanie... i wreszcie Ona. Matka, do której szliśmy cały ten czas. Łzy w oczach.
Jeszcze msza na zakończenie i już do domu. Leczyć nogi i myśleć, jak to zrobić, żeby pójść za rok.
Hej:)
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się, jak kilka lat temu byłam na pielgrzymce (z Opola szliśmy) i ostatniego dnia postanowiłam założyć długą uroczystą spódnicę, a potem rąbkiem tej spódnicy ocierałam niespodziewane łzy, bo nic innego nie miałam pod ręką.
Pozdrawiam Cię serdecznie
namiot
(Justyna Jonek)