poniedziałek, 18 czerwca 2012

naprawdę nie dzieje się nic

...i nie stanie się niż aż do końca

Ta piosenka zazwyczaj, może nieco przewrotnie, kojarzyła mi się z wielogodzinnymi dyskusjami, które teoretycznie miały doprowadzić do konkretów, a tak naprawdę połowę tych rozmów można by spokojnie wyrzucić.

Póki co mieszkam w miejscu, przez które dniem i nocą przewalają się tłumy ludzi. W nocy najbardziej zauważalni są pijani studenci i kibice. Również ci, którzy wciąż śpiewają, że "nic się nie stało".
Czy zwiódł nas wszystkich ciągnący ulicami tłum? Na godzinę przed meczem Wrocław wyglądał wspaniale. Wszędzie flagi, ludzie z biało-czerwonymi ubraniami i makijażami. Brzmiał już trochę gorzej, bo jednak najgłośniej śpiewali ci, co wcześniej podlali się napojem z procentami.
Czy doświadczyliśmy jakiegoś poczucia jedności? Czy umocniła się nasza tożsamość narodowa? To wielkie słowa, ale chyba coś w tym jest. I nie chodzi tylko o tramwaj, którym wracałam po meczu do domu, gdzie ludzie byli naprawdę blisko siebie.
Bo to nie jest tak, że nic się nie stało. Przeżyliśmy razem coś wspaniałego, choć oczywista szkoda, że skończyło się tak szybko. Bo kiedy coraz trudniej o chleb, łączą nas igrzyska. Oby jak najskuteczniej.

A ja wciąż mam nadzieję, że kiedyś naszym "sportem narodowym" przestanie być piłka nożna, a zacznie siatkówka. Zwłaszcza w obliczu tego, że pięknie wczoraj chłopcy rozgromili Brazylię, weszli do najlepszej szóstki w Lidze Światowej i trenują przed medalem w Londynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz