wtorek, 1 listopada 2011

m(u)sza

Msza na cmentarzu wyglądała dokładnie tak, jak się spodziewałam. Może nie cała, na pewno ta część, na której byłam - tempo ekspresowe, na Ecce Agnus nieliczni milczą, większość gada, nikt nie klęczy...Potem szybkie modlitwy za zmarłych, rozesłanie i Zwycięzca śmierci (to akurat mi się podobało, zawsze chciałam zaśpiewać tę pieśń na głos na cmentarzu). Swoją drogą, ktoś kto wymyślił pieśń o treści "Panie Jezu, nasz baranku, nasz kochany baranku" powinien dostać 1000 różańców w czyśćcu dodatkowo za to. Przynajmniej 1000.

A na wieczornej mszy w kościele ludzi tak mało, że zastanawiałam się, czy nie pomyliłam godziny. W dni powszednie bywa więcej.

Mam wrażenie, że bardzo chcemy "coś" odnaleźć: Prawdę, Sens... Tylko szukamy tak bardzo po ciemku i po omacku, że aż nie tam gdzie trzeba.


2 komentarze:

  1. Nigdy nie śpiewałaś "Zwycięzca śmierci" na cmentarzu na głos? Ja parę razy - na pogrzebach...

    katarina

    OdpowiedzUsuń
  2. rzadko bywam na pogrzebach w sumie. I chyba tak dawno to było, że nie wiem, czy zwróciłam na tę pieśń uwagę. Bo na "Anielski orszak" na pewno.

    OdpowiedzUsuń