piątek, 7 marca 2014

ale zbaw mnie od nienawiści

Usłyszałam kiedyś określenie: "darzyli się głęboką chrześcijańską nienawiścią". Nie pamiętam już kontekstu, jednak sam zwrot siadł w pamięci, bo (niestety) zdarza mi się go powtarzać.

Różnie to bywa, jesteśmy tylko ludźmi. Nawet jeżeli niektórzy z nas są proboszczami, sąsiadami, blogerami, internautami, członkami duszpasterstw, studentami... Wszyscy jesteśmy grzesznikami, proste.
Dlaczego jednak tak dużo w nas niechęci, zawiści, pychy... Zgorszenia podziału. W polskim katointernecie od Popielca walczą ze sobą dwa największe portale. Podział na modernistycznych nomowców i anachronicznych tradsów coraz bardziej się pogłębia, choć założę się o dyszkę, że 70% polskich dominicantes nie ma najmniejszego pojęcia że jest lemingowym nomowcem (i dopóki nie wejdzie na katolskie strony, to się nie dowie).
W styczniu mieliśmy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, w tym roku pod hasłem "Czyż Chrystus jest podzielony?", zaczerpniętym z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że powinniśmy rozpocząć nieustającą nowennę pokutno-błagalną o jedność katolików.

Jestem wciąż poruszona faktem, o którym dowiedziałam się niedawno: że Rudolf Hoess, komendant obozu koncentracyjnego w Auschwitz, przed samą karą śmierci za zbrodnie przeciwko ludzkości, nawrócił się. Wrócił do Kościoła, wyspowiadał, przyjął Komunię Świętą. To bardzo mocno mi uświadamia, jak totalnie nieograniczone jest Boże Miłosierdzie, jak bardzo nie ma dla niego granic. Druga rzecz, nie mniej ważna i łącząca się w pewien sposób z tym, od czego zaczęłam: to, co zaczęło wzbudzać w nim skruchę, to fakt, że - kiedy w ramach procesu - był skierowany do polskich więzień, traktowano go tam jak człowieka. W jednych z ostatnich notatek wspomina nawet, że niektórzy z jego strażników to byli więźniowie, pokazali mu numery na przedramionach. I mimo tak wielkiego okrucieństwa, za jakie był odpowiedzialny, wciąż traktowano go jak człowieka - to było dla niego szokiem. Dla mnie to pewien heroizm miłości tych wszystkich, którzy mieli możliwość się zemścić. Chciałabym umieć tak kochać. Ta historia pokazuje przede wszystkim, że o. Maksymilian Kolbe miał rację - tylko miłość jest twórcza, tylko miłość ocala.

Dlaczego więc my wszyscy, w takich prostych, codziennych sytuacjach, nie umiemy kochać siebie nawzajem?

=== edytowane:
Jakiś czas temu rozmawiałam z koleżanką o zakonniku, który po święceniach diakonatu postanowił odejść, ale - jak się okazało - po jakimś czasie wrócił.
Dziś, w ramach "jeszcze tylko przeczytam całego fejsbuka i biorę się do roboty" i przeglądaniu tablic niektórych znajomych moich znajomych, trafiłam na zdjęcie i informację, że jakiś nieznany mi zupełnie człowiek "znów jest w klasztorze, znów w habicie". Na zdjęciu był człowiek tak radosny, że aż się wzruszyłam.

Pozostaje tylko prośba o modlitwę za bliskiego sercu X., który odszedł, ale chyba na razie na tyle, że jeszcze nie jest za późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz