wtorek, 11 marca 2014

odezwa

W weekend byłam w Krakowie. Oprócz wielu rozmów z ludźmi, których bardzo lubię (a po co innego przyjeżdżać do Krakowa?), z oczywistych (dla mnie) powodów zwiedziłam kolejne wymiary sfery sakralnej tego miasta. Mówiąc w skrócie: poszłam na mszę do kościoła mariackiego. Więcej chyba tego nie zrobię.
Był sobotni wieczór, msza już niedzielna. Odprawiona na szybko, jak obowiązek do "odwalenia". No i bez kazania, za to z... hm. no właśnie. Czymś, co zostało przeczytane jako "Słowo pasterskie Metropolity Krakowskiego na Wielki Post 2014 roku", ale tym tekstem nie było. Było w zasadzie cytatem z tego listu.
Nie wiem sama, cieszyć się czy płakać - listów zamiast kazania nie znoszę, fanką ks. kardynała Dziwisza nie jestem, w dodatku cierpiałam na poważny deficyt snu i skrócenie tych mąk było mi na rękę. Z drugiej strony, dla jakiejś części wiernych była to jedyna niedzielna msza, a kazanie na rozpoczynający się Wielki Post zostało ograniczone do informacji o zbliżających się uroczystościach 650-lecia konsekracji katedry na Wawelu.
(Przypomina mi to historię, być może już tu wspominaną - znajomy zakonnik zaspał i przybiegł chwilę przed mszą, którą miał odprawiać, zobaczył, że na liście, który był do odczytania, są jakieś podkreślenia, więc przeczytał tylko zaznaczone fragmenty. Brzmiało mu to wprawdzie nieco nieskładnie, ale z listami KEP różnie bywa. Potem okazało się, że przeczytał fragmenty, które zdaniem jego współbrata spokojnie można było opuścić.)
Głęboko mnie smuci to, że niektórzy katolicy chodzą na mszę tylko po to, żeby "wypełnić obowiązek niedzielny". Boli to, jak mało wagi przywiązują do tego, co się tam wydarza.
Ale pogodzić się nie mogę z tym, że z podobnego założenia wychodzą księża. Roznosi mnie, kiedy widzę, jak ksiądz przychodzi na niedzielny występ, z założenia jak najkrótszy. Nie szanuje ani Boga, ani siebie, ani ludzi. Zwłaszcza, że kazanie na temat biblijnych czytań albo sensu postu wcale nie musi być długie.

Swoją drogą, odszukałam sobie ten list w sieci, bo rozbawiło mnie jedno zdanie i chciałam sobie przypomnieć jego dokładne brzmienie. Mianowicie:

Kościół potrzebuje oczyszczenia, ale jest naszym wspólnym dobrem. Kościół jest dla wszystkich. Nie niszczmy tego dobra w sposób bezmyślny. Te słowa kieruję do tych, którzy nas niejako „zawodowo” piętnują.
Myślę, że adresaci się zgodzą z ks. kardynałem. Lepiej niszczyć rozmyślnie, będzie bardziej efektywnie.
Teraz tylko się zastanawiam, czy ksiądz nieszanujący Eucharystii nie piętnuje Kościoła "zawodowo"? I  czy nie robi tego właśnie bezmyślnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz