sobota, 1 marca 2014

urbi et...

Ta historia zbierała już lajki na fejsbuku, ale nie chciałabym, żeby tylko na nim została. Parę słów więcej.

Czwartkowy wieczór, jadę tramwajem. Zatrzymujemy się w pobliżu dużego duszpasterstwa akademickiego i jeszcze większego skupiska akademików, sama tam kiedyś mieszkałam. Na przystanku stoją dwie dziewczyny, kończą rozmowę. Żegnają się i wzajemnie się błogosławią, robiąc znak krzyża na czołach. Jedna wsiada do tramwaju, druga odchodzi w stronę akademików.

Jakiś czas temu, chyba w jednej z minionych sesji. Na ruchliwym skrzyżowaniu spotykam koleżankę. Chwilę rozmawiamy, obie gdzieś pędzimy. Ona - na egzamin. Kątem oka dostrzega, że za chwilę podjedzie jej tramwaj. Zanim przejdzie przez jezdnię, prosi: "Kama, pobłogosław mnie!" - cóż, nie mogłam odmówić, nawet na ruchliwym chodniku. Pobiegła i ja też pobiegłam.

Co powinno odróżniać chrześcijanina od niechrześcijanina?
Błogosławieństwo. Zawsze i wszędzie. Kiedy nas o to poproszą, kiedy wcale nie pomyślą, kiedy my go potrzebujemy.

Trudno jest modlić się o błogosławieństwo dla nieprzyjaciół, ale tacy właśnie powinniśmy być. Dobrze życzyć tym, którzy życzą nam źle. Bo przecież celem nas wszystkich jest Miłość, więc jeśli wszyscy będziemy do Niej dążyć...

Brakuje nam tego błogosławienia. Czas na zmiany!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz