poniedziałek, 13 czerwca 2011

Niezapomniane przeżycie, takie prymicje. Niesamowity zwyczaj doprowadzenia prymicjanta z rodzinnego domu do kościoła. W wieńcu, ze śpiewami radosnych pieśni. Pokazać miastu, że jest się z czego cieszyć, bo mamy nowego kapłana, kolejnego gościa, który nie bał się odpowiedzieć na wołanie Miłości (która być może będzie trochę bardziej kochana). I jak tu się nie wzruszyć, kiedy proboszcz wspomina neoprezbitera jako dziewięcioletniego ministranta, kiedy słowa podziękowań są tak proste i tak prawdziwe, kiedy widać jak ręce z Ciałem Pańskim drżą z przejęcia...
I radość, radość płynąca zewsząd.
Bo jak się nie cieszyć, gdy cieszy się Kościół?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz