niedziela, 24 października 2010

XXX niedziela zwykła (C)

Syracydes.
Ten wątek odwagi w proszeniu jakoś często się u mnie przewija. Może przez kolejną - króciutką - rozmowę dziś na ten temat? Bóg wie, co jest dla mnie dobre, choć to bywa tak trudne do przyjęcia...


Psalm 34.
Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu. Coraz częściej spotykam Człowieka, który jest wewnętrznie połamany, zmiażdżony. Te wszystkie okruchy mogą się skleić, przestać boleć tylko w Jednym. W Nim samym. Choć brzmi to jak nic nieznaczący truizm.


Drugi list do Tymoteusza.
Niemal tydzień temu stwierdziłam, że chciałabym, by odczytano go na mojej mszy pogrzebowej. Choć najbardziej chciałabym, żeby była to prawda... Urzekła mnie dziś u Pawła ta troska, by nie była policzona jego przyjaciołom opieszałość, być może strach. Jest mocny Panem.

Łukasz.
Porównywanie się. Nasza ulubiona zabawa, zwana również "obrabianiem tyłka nieobecnym". Jak widać, nic nowego. A gdyby ich zamienić? Gdyby faryzeusz umiał szczerze wykrzyczeć: Boże, miej litość dla mnie, grzesznika? Postawienie porządku na głowie go burzy, ale często ratuje to, co było nie w porządku.

Moja ulubiona modlitwa po Komunii ewer end ewer:
Boże, nasz Ojcze, niech Twój Sakrament dokona w nas tego, co oznacza, abyśmy osiągnęli zjednoczenie z Chrystusem, * którego przyjmujemy pod osłoną chleba i wina. Który żyje i króluje na wieki wieków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz