środa, 18 maja 2011

Siebie sam Dwunastom dawa

Tomasz z Akwinu.
Prześladuje mnie od jakiegoś czasu nieustannie. I - jak to z tęgimi umysłami bywa - im więcej czytam, tym mniej rozumiem. Z jednej strony trochę strach, bo nic nie wskazuje na koniec relacji, wręcz przeciwnie, z drugiej - robi się z tego małe wyzwanie.
A dzisiaj Akwinata zaatakował ze strony, o której już pisałam, że mnie fascynuje - od zachwytu Eucharystią. Dokładniej - od trzeciej zwrotki Pange, lingua, moim zdaniem najładniejszej. Okazuje się, że coś, co tłumaczymy sam Dwunastu się powierzył, po łacinie ma pewien smaczek. Turbae duodenae to coś w rodzaju tłumu podzielonego na 12 osób, ludzi siedzących w dwunastoosobowych tłumach. Brzmi albo tak, jakby w okolicach sali z Ostatnią Wieczerzą znajdowały się inne dwunastoosobowe grupy spożywające Paschę, albo jakby istotnym warunkiem ustanowienia Eucharystii była cała grupa apostołów, ich wspólnota - że to "nie zadziałałoby" pojedynczo (gdyby tak, raczej autor opisałby rozdawanie każdemu z osobna, ta forma to coś w rodzaju *podwunastnio).
Kolejna z ważnych myśli w patrzeniu na Eucharystię.
Pewnie nigdy się nie dowiem, czy to zamierzony efekt, czy po prostu taka forma pasowała Tomaszowi do rymu i rytmu, bo niby skąd się dowiedzieć. Jednak takie małe odkrycia cieszą i pokazują, że do starej dobrej łaciny jednak warto wracać. Nie tylko po to, żeby słysząc "recumbens cum fratribus, ablativus absolutus", nie zemdleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz