niedziela, 6 lutego 2011

V niedziela zwykła (A)

(AS* - ładna kolekta)

Izajasz.
Kojarzy mi się z takim klasycznym: jak Kuba Bogu... To jedno - że zarówno w tym "biednym tułaczu", jak i w tym, co go w dom wprowadza, mogę się w chrześcijaństwie odnaleźć. A drugie - dostajemy dzisiaj w czytaniach "kurs bycia chrześcijaninem" Tu: lekcja pierwsza - pomagaj innym.

Psalm 112
Jest dziś taki, że do końca nie wiem, czy chodzi o Boga, czy o człowieka sprawiedliwego. Lekkie pomieszanie, choć z drugiej strony... Skoro mam być Jego znakiem...

List do Koryntian
początkujący franciszkanie śpiewają to tak. A sam katolicyzm, chrześcijaństwo... nie mają dobrego PRu. Wydają się anachronizmem, nauką nieżyciową dla fanatyków i popaprańców. Nic z tego, co w dzisiejszych ideologiach czy mediokracji uwodzi. Przemawiają fakty, w które trzeba uwierzyć. Widać gołym okiem, że to musi się opierać na jakiejś Mocy.

Mateusz,
czyli ciąg dalszy Kazania na Górze. Jesteśmy solą, czyli tym, co nadaje smak i konserwuje. Jesteśmy światłem, czyli tym, co pokazuje rzeczy takimi, jakie są, co rozprasza negatywne uczucia. Połowa sukcesu. A co do wspomnianego kursu: lekcja druga - twój katolicyzm to nie jest tylko twoja prywatna sprawa. Światła się nie chowa, bo wtedy jest zbędne.


*Ante Scriptum. Nie wiem, czy właśnie tego nie wymyśliłam, ale podoba mi się szalenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz