piątek, 4 lutego 2011

zakazy są po to...

Sytuacja z baru:
O.: A ty mięsa nie zamawiasz?
ja: Nie... piątek...
O.: Hm, to może ja też nie powinnam... <przerwa> proszę kotlet... 
i potem:
bo ja to niby jestem tym katolem, ale...

A później - w duszpasterskim gronie - rozmowa o tym, jak ludzie nas, Kościół - odbierają. I o tym, jak o chrześcijaństwie mówić. W tym wypadku zgodziliśmy się, że zaczyna się od miłości, od zaproszenia w osobową relację z Bogiem. Na przepisy przyjdzie czas.
Tak, to wszystko wydaje się tylko zbiorem dziwacznych przepisów, narzuconych przez ludzi, żeby jeszcze bardziej sponiewierać ciemny lud.

Żeby zrozumieć i pokochać, trzeba odważyć się wejść głębiej.

1 komentarz:

  1. ...żeby je zdać ;)
    Dla niektórych "zakazy" = egzamin z chorób zakaźnych :P.

    A poważnie, to racja. To trzeba od środka, a nie od przepisów.
    (Kiedyś kumpel-agnostyk, stwierdził, że przykazania są logiczne, po tym jak poprosiłam go, aby na chwilę założył, że wierzy w Boga,który jest Miłością. Niestety eksperyment nie przełożył się na codzienność.)

    OdpowiedzUsuń