Zasadniczo nie lubię poezji. Często twierdzę, że "skończyła się na Słowackim". Może dlatego, że (wydawałoby się wbrew humanistycznym studiom) myśleć wolę logicznie i bez zbytniego wydumania.
Są jednak przypadki, gdy usłyszany-przeczytany wiersz mnie poruszy. Czasem nawet z zaskoczenia dla mnie samej i autora. Nieboszczyka w dodatku.
Taki przypadek sprzed tygodnia czy dwóch:
"Miłość" Andrzej Bursa
Tylko rób tak żeby nie było dziecka
tylko rób tak żeby nie było dziecka
To nie istniejące niemowlę
jest oczkiem w głowie naszej miłości
kupujemy mu wyprawki w aptekach
i w sklepikach z tytoniem
tudzież pocztówkami z perspektywą na góry i jeziora
w ogóle dbamy o niego bardziej niż jakby istniało
ale mimo to
...aaa
płacze nam ciągle i histeryzuje
wtedy trzeba mu opowiedzieć historyjkę
o precyzyjnych szczypcach
których dotknięcie nic nie boli
i nie zostawia śladu
wtedy się uspokaja
nie na długo
niestety
Po Bursie - poecie wyklętym, igrającym z konwenansami i moralnością, tego się nie spodziewałam. Spojrzenia z "tej" strony. Wciąż aktualnego.
Racjonalnie. Po stronie dobra?
przecież to nie jest wiersz z tezą, więc czemu się nie spodziewałaś.
OdpowiedzUsuńbtw. ja też wole myśleć logicznie, a poezją nie gardzę.:P
trochę jest. Trochę to stawia w świetle zbliżonym do jednoznacznego.
OdpowiedzUsuńAlbo ja po prostu nie rozumiem poezji :D
A myślałam o Tobie, pisząc o tym logicznym myśleniu. Zresztą, ja nie gardzę. Ja nie lubię i nie rozumiem, przy czym prawdopodobnie jedno nakręca drugie.