Drugi dzień katechez, od rana trochę chłodniej, nawet
popaduje. Biskup (niestety, nie pamiętam który) zaczyna od wczorajszego meczu
Barcy z Realem. Miło słuchać! Po obiedzie prowadzimy adorację po polsku w
kościele, przy którym już gromadzą się tłumy oczekujące na Benedykta XVI. Miła
odmiana – w Sydney „nasz” kościół był zupełnie schowany w wielkim parku, niemal
całkowicie pusty przez cały czas. Kawa w Starbucksie (wreszcie jakieś
sieciówkowe ceny, a nie wielkomiejsko-lansowe), można iść witać Ojca Świętego.
Stojąc w wielkim tłumie, wszyscy (jak się później okazało) myślimy o tym samym
– cóż może tych kilkaset przepełnionych nienawiścią antyklerykałów wobec tak
rozentuzjazmowanego tłumu młodych katolików, z tak wielką radością witających
swojego duchowego przywódcę! „Esta es la juventud del Papa (Tutaj jest młodzież
Papieża)” - skandujemy. Przy samym powitaniu stoję obok grupki Polaków, jeden z
księży głośno powtarza tłumaczenie z radia. W kolejce po kolację poznaję
kolejne Polki – to niesamowite, jak łatwo się tu rozmawia. Dla mnie sama
obecność Benedykta XVI przemieniła atmosferę, wprowadziła miłość w tłum. W nocy
godzina adoracji w naszym Kolegium. Sporo śpiewamy, ale w centrum Pan oprawiony
w tau.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz