czwartek, 4 sierpnia 2011

Rudawa - Osiek


Wstawanie pod hasłem: Potrzebuję godziny, ale jak zaśpię to i w kwadrans zdążę. Odmawiam brewiarz pod kościołem, dziewczyny w tym czasie uświadamiają naszą gospodynię, że idziemy na Jasną Górę, nie do Lichenia. Po mszy idziemy, śliwki prosto z drzewa, na postoju kiełbasa od dominikanów. Pierwsze kolejki po wodę. Drugi postój w Czernej, u karmelitów. Multum przemyśleń i wspomnień. Po drodze konferencje o błogosławieństwach. O makarios, którzy są szczęśliwi nie dlatego, że coś im się przytrafiło, ale dzięki wytrwałemu budowaniu szczęścia. O TAU, znaku sprzeciwu i płaczu wobec zła. Plus dominikanin, który o franciszkanach mówi jak dominikanin. Po drodze urodzinowy telefon do Gaby i ludzie rzucający w nas cukierkami. W Osieku nocleg i rozmowa przy kolacji – o jednym z poprzednich proboszczów, o sensie istnienia zakonów i „widzisz, dziewczyna teologię studiuje, a Ty do kościoła nie chodzisz”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz