Znowu pada. Ważymy plecaki, wysyłam do domu zbędne rzeczy,
msza na rozpoczęcie – bez kazania (dziwne). Wsiadamy w bus i na Okęcie. Polska
żegna deszczem. Na pokładzie wyborna kawa. W drugim samolocie już gorzej z
obsługą, ale przynajmniej coś widać przez okna – chmury zostały nad Polską.
Wieczorem lądujemy w Madrycie, w oczekiwaniu na drugą turę reklamujemy
zniszczony bagaż i wychodzimy na dwór się zagrzać. Już czuć, jaką wspaniałą
będziemy mieć pogodę. Druga grupa ma opóźnienie, a nasz kierowca nie mówi w
żadnym innym języku niż hiszpański. W końcu udaje się dogadać, tamci
przylatują, jedziemy do Toledo. O drugiej w nocy jesteśmy na miejscu – witają
nas śpiewem. Rozlokowanie u rodzin – nasza pani mówi tylko po hiszpańsku, ja
umiem powiedzieć tylko, że chciałabym napić się kawy albo że prysznic nie
działa. Będzie zabawnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz