środa, 10 sierpnia 2011

Niepokalanów – Madryt – Toledo


Znowu pada. Ważymy plecaki, wysyłam do domu zbędne rzeczy, msza na rozpoczęcie – bez kazania (dziwne). Wsiadamy w bus i na Okęcie. Polska żegna deszczem. Na pokładzie wyborna kawa. W drugim samolocie już gorzej z obsługą, ale przynajmniej coś widać przez okna – chmury zostały nad Polską. Wieczorem lądujemy w Madrycie, w oczekiwaniu na drugą turę reklamujemy zniszczony bagaż i wychodzimy na dwór się zagrzać. Już czuć, jaką wspaniałą będziemy mieć pogodę. Druga grupa ma opóźnienie, a nasz kierowca nie mówi w żadnym innym języku niż hiszpański. W końcu udaje się dogadać, tamci przylatują, jedziemy do Toledo. O drugiej w nocy jesteśmy na miejscu – witają nas śpiewem. Rozlokowanie u rodzin – nasza pani mówi tylko po hiszpańsku, ja umiem powiedzieć tylko, że chciałabym napić się kawy albo że prysznic nie działa. Będzie zabawnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz