Budzimy się chwilę przed jutrznią, odmawiam jeszcze w
śpiworze. Okazuje się, że burza zniszczyła namioty adoracji, Komunii wystarczy
tylko dla nielicznych. Organizatorzy proszą, by tę duchową przyjąć w intencji
papieża, a po powrocie do Madrytu przyjąć Ciało Pańskie. Jeszcze przejazd
Benedykta XVI między sektorami i msza święta. Tym razem ja „tłumaczę” papieskie
kazanie, potem przemówienie przed Aniołem
Pańskim. Radość Brazylijczyków. Wracając umawiamy się ze znajomymi
wolontariuszami – kolejne potoki radości. Wieczorem, po Komunii, idziemy
obejrzeć katedrę. Miejscowi mówią, że nie warto, bo jest brzydka, ale nam
zależy – w końcu to katedra. Nie żałujemy, ci ludzie chyba brzydkiego kościoła
nie widzieli. Trochę na szybko, bo zaraz msza, obchodzimy całą, do Matki Bożej
wejść już się nie da. Szybko, żeby zdążyć przed deszczem, idziemy jeszcze do
Bazyliki św. Franciszka. To była świetna decyzja – szczęka opada i zostaje na
podłodze. Chwilę się modlimy, nie możemy dobrze zwiedzić, bo właśnie trwa
kazanie. Nie zapomnę tego kościoła długo. A w Kolegium –
deszczowo-przejaśnieniowo-burzowe świętowanie ostatniego wieczora w Madrycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz