wtorek, 16 sierpnia 2011

Toledo - Madryt


Rano msza – po polsku, ale z naszymi gospodarzami. Okazuje się, że autobus przyjedzie nieco później – niektórzy jeszcze biegną po pamiątki, inni zostają przy parafii. Wczesnym popołudniem przyjeżdżamy do Madrytu, kwaterujemy się we franciszkańskim kolegium św. Bonawentury, stosunkowo blisko do centrum. Szukając Telepizzy-widma, spotykamy miejscowego bezdomnego, który przedstawia się jako Serhio i każe koniecznie pozdrowić papieża. Potem trafimy na niego jeszcze w kilku miejscach Madrytu. Przy obiedzie – grupa skautów-wolontariuszy z Polski, od razu okazuje się, że mamy wspólnych znajomych. Przy okazji wychodzi, że przez tych kilka dni w Toledo załapaliśmy naprawdę sporo słówek po hiszpańsku. Wieczorem – msza na rozpoczęcie JMJ. Totalnie niezorganizowana – ludzie siedzą gdzie chcą, często na środku tras komunikacyjno-ewakuacyjnych, fatalne nagłośnienie (siedzieliśmy stosunkowo blisko, a słyszeliśmy tylko świetnie nagłośnione kazanie, poza tym śpiewy i dzwonki) i zbyt mała ilość Komunii – dla wielu nie wystarczyło. Przepełnione metro i wielkie tłumy – pierwsze wrażenie nie jest najlepsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz