piątek, 12 sierpnia 2011

Toledo


W słonecznej Hiszpanii od rana pochmurno. Msza z jutrznią – przychodzę z trzema wersjami tekstu i wreszcie coś rozumiem. Zwiedzamy Toledo, przepiękny kościół i klasztor Brązowych. Ciąg dalszy starówki – synagogi i wspaniały przełom Tagu. Po obiedzie Adoracja Pana i nieszpory. Czekamy na grupę z Syrii i zaczyna padać (podejrzanie łączy się to z tym, że zrobiłam wielkie pranie po południu). Wspaniała rzecz – tutaj deszcz wcale nie przynosi ochłodzenia – za chwilę zrywa się ciepły wiatr i wszystko suszy. Wyruszamy wspólnie na Drogę Krzyżową dla wszystkich pielgrzymów. Idziemy pod górę, z widokiem na podświetlone miasto – ktoś mówi, że to „idealne miejsce na Drogę Krzyżową” – jeżeli tylko można takie znaleźć, to jest w tym 100% prawdy. W trakcie wielka, straszna burza. Pioruny biją bardzo blisko, po nagłośnieniu idą iskry. Pod koniec robi się coraz bardziej niebezpiecznie, przerywamy nabożeństwo w okolicach X czy XI stacji. Wracamy śpiewając – trochę żeby się nie zgubić, a trochę dla podtrzymania ducha. Nasz tutejszy proboszcz mówi, że w Toledo nigdy nie pada i ta burza to na pewno sprawka diabła. Łatwo mu uwierzyć nie tylko dzięki autorytetowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz