poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Poraj - Brzeziny Nowe


Wychodzimy z Poraju mijając pociągi osobowe do Częstochowy. Ciągle zimno, popaduje. W Poczesnej msza (przez chwilę widać słońce i błękit), potem świętowanie Dominika – znów pada. Idziemy, niepogoda się utrzymuje. We Wrzosowej przychodzi do mnie ostateczny kryzys – wszędzie mokro, ludzie zrobili sobie piknik w kościele, chce się uciekać. Idę do ojca, który jest Wielkim Chodzącym Motywatorem. Zadziałało, zostaję. Na ostatnim etapie przestaje padać, pierwszy raz widać Jasną Górę. W Brzezinach nagle okazuje się, że nie mamy gdzie spać. Siedzimy i czekamy, kwatermistrzowie się uwijają, większość jest cierpliwa, nieliczni narzekają. We mnie wielki spokój. Po kilku rozmowach i telefonach okazuje się, że koleżanka załatwiła nam awaryjny nocleg u sióstr salezjanek, pod samą Jasną Górą. Jedziemy busem, możemy iść spać. Pokusa, by rano nie wracać do pielgrzymki, ale czekać na wałach, jest silna, ale krótkotrwała – nie po to tyle szliśmy. Pierwszy raz od tygodnia śpię w łóżku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz