Sobotę zaczynamy od mszy w naszym kolegium, sprawowanej przez
o. Marco Tasca, generała franciszkanów. W ramach rozesłania dostajemy fragment
posłania Ojca Franciszka do braci (każdy ze swojego kartonu językowego) i TAU.
A potem pakowanie i na Cuatro Vientos. Tłum i kurz, musieliśmy się podzielić,
żeby znaleźć miejsce. Tym razem mamy świetny widok na telebim, głośnik nie
zasłania ołtarza – jest super. Do tego strażacy, którzy polewają rozgrzany tłum
wodą. Jest jakiś milion stopni. W oczekiwaniu na Ojca Świętego, zasypiamy.
Budzi nas wyraźne ochłodzenie i cień. Utrzymuje się do wieczora, zaraz po przyjeździe
Benedykta XVI zaczyna padać. Na odczytanie Ewangelii o domu na skale zrywa się
wichura i burza. Przychodzi Duch Święty? Chyba tak. Prawie dwa miliony młodych
ludzi cierpliwie czeka, aż odezwie się do nich przemoczony Papież. Tutaj jest
jego młodzież. Wreszcie burza ustaje. Mamy wrażenie, jakby dzięki tej modlitwie
Pan Jezus uczynił znów cud z uciszeniem burzy na jeziorze. Kilka słów Papy,
potem krótka adoracja Najświętszego Sakramentu. Gdy na lotnisku robi się cicho,
a ludzie układają się do snu, wszystko już jest suche.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz